Dienstag, 6. Juli 2010

Kocham zycie!

Jest upalny lipcowy wieczór, siedzę sobie nad jeziorem, na mostku wychodzącym prawie w jego sam środek. Wokoło mnie kołyszą się dostojnie szuwary. Pływają różnego rodzaju gatunki ptaków wodnych. W szuwarach, umościł sobie mieszkano bóbr. Nad moja głową przelatują co parę minut potężne „żelazne ptaki“ schodzące do lądowania na pobliskim lotnisku. Podziwiam i jedne i drugie!

Jedyne co mogłabym nazwać zakłócającym ta jedność chwili z natura jest głośna muzyka z drugiego brzegu. Choć właściwie nie jest to nawet muzyka, lecz jakieś dziwne, dzikie mundialowe odgłosy.
Oh, poszaleli ludziska na punkcie piłki nożnej.

Oooo właśnie przepływała obok mnie jakaś rybka, dosyć duża nawet. Szczerze mówiąc, nie wiem jakie ryby pływają w tym jeziorze. Nie znam się tez specjalnie na gatunkach ryb.

Przyszło dwoje młodych ludzi, chłopak i dziewczyna. Pewnie chcą popływać. Rozmawiają po polsku, mimochodem słyszę, bo stoją obok mnie, a do tego rozumiem co mówią. W tym samym momencie przepływa stado, pięknych dorodnych kaczek, jest ich 6 .
Dziewczyna pyta chłopaka:
- Ej, czy to są łabędzie ?!

Az podniosłam mój wzrok znad moich notatek, natężyłam słuch i czekam odpowiedzi chłopaka!
- Nie... to sa chyba kaczki...
-E – tam kaczki takie duże !
Nie wytrzymałam i mowie uśmiechając się:
- Tak, to są kaczki, łabędzie są jeszcze większe, białe i maja piękne długie szyje… Konsternacja i zakłopotane spojrzenie w moja stronę, nie spodziewali się, ze przemowie ich językiem, inaczej „naszym“.
Dziewczyna mówi to trochę do chłopaka, a trochę do mnie:
- Nie widziałam nigdy kaczki, a ty?

Odpowiedziałam szybko za niego:
- Masz okazje się im przypatrzeć …

Oooo, znowu przepływa obok mnie jakaś ryba, za nią druga ooo jest i trzecia, a do tego przypłynęło nowe stadko kaczek, już trochę mniejszych,obserwują mnie.
Chłopak z dziewczyna zrezygnowali z pływania i poszli sobie.
O są i kurki wodne. Właśnie dwie kaczki poderwały się do lotu, przeleciały mi przed samym nosem. Uśmiecham się szeroko i podziwiam to piękno. Czuje się, jakby specjalnie dla mnie robiły pokaz… prawdziwe przedstawienie.
Właśnie przypłynął łabędź… i w tej samej chwili wielki żelazny ptak prawie nad moja głową.
Łabędź zaczął przeganiać kaczki. Teraz podpływa coraz bliżej mnie. Właśnie rybka się wychyliła z wody, chyba aby złapać powietrza. A może chciała mnie przywitać w ten sposób!? Łabędź krąży i obserwuje mnie groźnym spojrzeniem, pewnie się zastanawia co to za dziwny ptaszek tak sobie siedzi i pisze!? Znowu ten żelazny w gorze, jest jednak bardziej głośny niż te inne.

Jest 21:26, a jeszcze jest tak bardzo jasno. Kocham te porę roku i kocham słońce i deszcz. Ojej, jakie to piękne uczucie tak sobie siedzieć, słuchać i czuć naturę w całkowitej “prawie” ciszy i to w wielkiej metropolii, choć na uboczu. Czy to cud? Chyba można by to tak nazwać. Jeden z wielu cudów jakie przezywam w życiu!
Zerwała się lekka bryza. Szuwary zaszumiały, to śpiew!
Od 22:00 maja przestać latać żelazne ptaki, jednak czy wtedy jeszcze coś napisze? … nie wiem, może będzie już za ciemno…
Będę wtedy miała wszystkie cztery żywioły wokół siebie: powietrze, wodę, ziemie i ogień, wzięłam ze sobą świeczki he …tak na wszelki wypadek :)

Na jeziorze zrobiły się fale, ptaszki zaczęły ćwierkać, szuwary szumią dostojnie! W połączeniu jest to wspaniała muzyka. Dusza rośnie i śpiewa pieśń radości do wtóru. Wokoło mnie miliony różnych owadów, jednak żaden mnie nie zaczepia, ani się mnie nie czepia.

Błękitne niebo pokryte jest nielicznymi, leniwo płynącymi chmurkami, niektóre są mocno czerwone od zachodzącego słońca. Widok, który raduje wszystkie moje zmysły. Oddycham głęboko, z wielkim zadowoleniem. Właśnie przepłynął kolo mnie jacht,a

w gorze leci następny, a za nim już następny żelazny ptak. W tej chwili wypłynął ze swoje szuwarowego domku bóbr, zerknął na mnie lekceważąco … poplynal sobie dalej. Zdążyłam się jednak do niego uśmiechnąć!
Trochę bolą mnie już pośladki od tego siedzenia na tych deskach, wiec chyba się na chwilkę położę na moim, a właściwie mojego siostrzeńca ręczniku i popatrzę sobie w niebo.
Ojej, właśnie przypłynęła do mnie cala rodzinka kaczek: mama, tata i trojka dzieci. Szkoda, ze nie możecie tego zobaczyć! Gdzieś tam kawałek dalej toczy się głośne, harmiderne życie. Właśnie podpływa do mostku łódź z motorem, bardzo głośna. Ludzie zachowują się tez bardzo głośno. Krzyczą zamiast rozmawiać. Czy oni są głusi? Eh, odwiózł tylko swoich gości, odpłynął ufff Znowu cisza.
Niby nic się nie dzieje! A tyle się dzieje!
Czuje wewnętrzną radość, spokój i harmonie… Czuje lekkość, czuje, ze jestem częścią tego pięknego zjawiska jakim jest życie. Ja w to nie muszę już wierzyć, ja to już wiem. Poczułam to!
Zaakceptuj i zrozum naturę, a ona odwdzięczy ci się tym samym i jeszcze czymś więcej. Gdzieś na Eiobie czytałam, ze kosmici istnieją, bo to właśnie my nimi jesteśmy i myślę, tak czuje, ze to prawda.
Wszystko inne byłoby arogancja ludzka, znaczy, ze tylko my istniejemy. A kim my jesteśmy w porównaniu do wszechświata? Pchłami, moi kochani. Nawet nie gwiazdkami. Oh, jak bardzo zdałam sobie z tego sprawę właśnie dzisiaj, w ten czarujący wieczór. Boże, jaki ten nasz świat piękny jest i harmonijny. Dlaczego my ludzie próbujemy go za wszelka cenę, wręcz po trupach zniszczyć!
Przyszły dwie panie, starsza poszła popływać, choć powiedziała, ze boi się bobra. Młodsza została ze mną na mostku.
Jest 22:22, jest jeszcze na tyle jasno, ze widzę co pisze. Cudowny wieczór. Bajeczny, prawie jak zaczarowany! Mam uczucie, ze mogłabym zostać tak na zawsze… Kaczki, ptaszki układają się chyba powoli do snu.
Ooo, bóbr znowu wypłynął, na polowanie albo może szukać towarzyszki, nie wiem i nie będę dochodzić. Natura wie co jest ważne, a co nie… To tylko my wyżsi gatunkowo, ci “myślący” potrafimy mieszać wręcz psuć wszystko co naturalne, w imię: a po mnie choćby potop!

Tak, wielkie rozumne pchły! A jednak natura, żywioły przewyższają nas o głowę… Ciekawe czy kiedyś to zrozumiemy? Czy aby nie będzie za późno! Zycie nauczyło mnie, ze doceniamy wiele rzeczy dopiero jak je stracimy.
Komary tez chyba poszły spać. Ja sobie jeszcze poleżę na tym mostku, posłucham jak szumią szuwary, spróbuje usłyszeć co do mnie mówi woda.
Nie da się żadnymi słowami opisać uczucia bycia jednością z natura. Tego każdy musi doświadczyć sam. Pokazała się pierwsza gwiazdka na niebie. Uśmiecham się do niej, ptaszki szybują tak nisko, ze mogłabym je złapać, a te metalowe tez jeszcze latają.
Tak sobie myślę, czy ta woda mówi – wejdź do mnie, obmyj się… ?
Chwila konsternacji, jest już prawie ciemno, jestem sama i wiem, ze nie umiem dobrze pływać… Jednak jakaś siła ciągnie mnie do wody, mam pragnienie poczuć ja na swoim ciele. Eh, co tam rozbieram się, idę popływać.

Jest 23: 20 właśnie weszłam do domu i pod wrażeniem zaczynam dalej pisać. Zadzwonił telefon, mój chrześniak, u którego jestem w gościnie, ze będzie za 15 minut. Ja i tak tylko wykrzyczałam w telefon ze … przełamałam strach przed woda i poszłam popływać i to jak mnie Pan Bóg stworzyl !!! hehe Jestem z siebie bardzo dumna.

Tylko 40 minut jazdy kolejka i znalazłam się w paradisie, przeżyłam cudowne, niezapomniane, poruszające moje serce i dusze chwile. Zastanawiam się, czemu ja nigdy wcześniej tego nie widziałam ani nie czułam? Co się we mnie zmieniło? Czego absolutnie nie żałuję, ze się zmieniło! Powiem – więcej takich zmian sobie życzę.

Eh, życie i nasza cudowna planeta Matka Ziemia i czuły Ojciec Niebo, a ja tak pomiędzy nimi sobie bylam, jakby w ich ramionach. Czy można jeszcze więcej wymagać ? Żadne złoto ani diamenty tego świata nie dałyby mi tych uroczych chwil. Jestem pod wrażeniem i życzę każdemu przeżycia natury, nie tylko tak blisko, ale całym sercem i wszystkimi zmysłami. Stac się jednym ze wszystkim!

Mnie się to udało dzisiejszego wieczoru. Ten wieczór to jakby moje nowe narodziny.

Eh, życie... kocham cie ….





Freitag, 29. Januar 2010

Mniejsze i wieksze klamstewka cz.2





Jak rodziła się moja prawda !

Sama ciekawa jestem jak to się rozwinie..." to cytat z pierwszej części artykułu i

przyznaje się bez bicia, nie spodziewałam się drugiej części.

Wydarzyło się jednak coś, co mnie wewnętrznie poruszyło. Wszyscy, którzy piszą ze swojego wnętrza, o swoich własnych doświadczeniach i przeżyciach, wiedza, ze kiedy dochodzi do opisania czy opowiedzenia tego w słowach, to jest tak jakby jakaś cześć została zamknięta
i odfajkowana.
No cóż, u mnie tak nie było, wiec zaczęłam się zastanawiać co jest tego powodem ? Co przeoczyłam
? Gdzie jest hak, którego nie chce zobaczyć

Włączyłam sobie muzykę na zharmonizowanie czakr i wgramoliłam się do wyrka, bo jakieś
zimne dreszcze biegały mi po plecach. Skupiałam się na każdym czakramie po kolei,
przywołując jednocześnie swoje archetypy do pomocy w rozwiązaniu problemu.

Cały czas zastanawiając się, dlaczego to kłamstwo ciągle w moim życiu do mnie powraca ?

Przecież nie ma przypadków...

Wychowałam się przy siostrze - notorycznie kłamiącej w każdym aspekcie życia, z potrzeby czy
bez potrzeby z czego tu kładę nacisk na to "bez potrzeby"!
Zawsze ja podziwiałam, ze potrafi tak "pięknie" zapamiętać swoje kłamstwa i tyle razy je
powtarzać bezbłędnie. Nie pominę faktu, ze wiele to zrobiło krzywdy dla niej samej, na jej własne życzenie, rodzinie i wielu innym, naiwnie wierzącym.
Nie oceniam tego, bo sama potrafiłam wykorzystywać kłamstwo!

Następnie miałam męża, klamce, oszusta, hazardzistę hmmm dlaczego, skoro tak naprawdę
nienawidziłam kłamstwa, sprowadziłam je znowu do swojego życia?

Wtedy zobaczyłam obraz :

WIELKI OCEAN - KŁAMSTWA, natomiast

PRAWDA to tylko POJEDYNCZE KROPLE w tym OCEANIE !!!


Taaa, fajnie, tylko co to ma mi powiedzieć ? Zgłupiałam przyznaje szczerze...

To przerażające, jak się żywimy kłamstwem, to jest właśnie naga prawda.

No cóż, nie tłumaczy to jeszcze, dlaczego kłamstwo i oszustwo wróciło do mnie po tylu latach znowu! Zadałam pytanie i cierpliwie czekam na odpowiedz …

Zycie daje mi zawsze to, czego pragne, ale najsilniej przyciagam do siebie to, czego najbardziej sie boje !?

I dostałam, zawsze dostajemy odpowiedz, tylko nie zawsze chcemy ja usłyszeć.
Boje się kłamstwa, choć jest ono jak nóż, można nim ukroić chleb, ale można tez zabić. To samo jest z klamstwem i prawda. Można ich mądrze użyć albo nimi zaszkodzić.
I chyba to jest to czego sie boje najbardziej!
Czy będę umiała to rozróżnić, kiedy czego używać mądrze, aby nie zaszkodzić

Próbami pokazania innej osobie na swoim przykładzie, ze można nie kłamać, że nie ma takiej
potrzeby, poszłam chyba za daleko "wierząc"
głęboko, ze mój przykład coś zmieni.

Dla tej osoby jest to świetna zabawa, a tu przyszła jakaś mądrala i chce zepsuć zabawę. No i wtedy się mi dostało i to całkiem słusznie... Dostałam kolejna lekcje

- a wynocha z mojej piaskownicy, ja się świetnie bawię, a jak tobie nie pasi to bierz swoje
zabawki i do swojej piaskownicy !!! Tak to mi przynajmniej podpowiedziała moja intuicja.

Chciałam zaświecić przykładem i przykładnie dostało mi się po łapach ? !

Już wiem tyle, ze chciałam zepsuć komuś świetną zabawę, poprzestawiać dekoracje i aktorów na scenie jego życia (to zaczerpnęłam z artykułu H.Janukowicz, który bardzo do mnie
przemówił). A jakie mam do tego prawo? Żadne! Będąc świadomą tego faktu, ze siedzę w kłamstwie, mogę to jedynie zaakceptować lub odrzucić.

Doszłam do jeszcze jednej prawdy : a nóż, widelec wcale mi się nie spodoba ta prawda i będę tęsknic za kłamstwem, które tak dobrze żarło ... może wcale, tak naprawdę nie chce wiedzieć... a może ja po prostu tez miałam świetną zabawę i nie jestem jeszcze gotowa jej zakończyć ? Wiele pytań , wiem, ze odpowiedzi są w drodze

Teraz jest mi znowu gorąco i muszę otworzyć okno w ten mróz... eh, niech to się już skończy, co tam, raz się żyje, posłucham odpowiedzi …

zaszaleje...


Przyznam się, ze to naprawdę czasami meczące, takie dochodzenie do swojej prawdy!

Eureka, już wiem czego brakowało w tym całym doświadczeniu !!!

PODJECIA OSTATECZNEJ DECYZJI !

Tak, chciałam sobie zostawić taka małą, maciupeńka furteczkę, bo... a może będzie mogla się
przydać, jakby znudziła mi się prawda? Tak, tak to chciałam ze sobą zagrać w ciuciubabkę ?!
Przyznaje tez, ze wielkim dla mnie wyzwaniem jest napisanie tego publicznie, czego w
pierwszym momencie nie chciałam zrobić, chyba ze strachu. Jest to jednak w pewnym sensie tez wyzwanie dla mnie i ogromna odpowiedzialność za sama siebie jak i podjęta decyzje.

Nie, nie będę zostawiać sobie
dróg i bramek do ucieczek, będę szla prosta droga, albo jak to
gdzieś napisała tez H.Janukowicz wspinać się po spirali życia w gore, zamiast spadać w dół.

Przekazałam wszystkie swoje kłamstwa, z tego i wszystkich innych moich wcieleń do
transformacji - niech wrócą jako Światło Miłości i służą wszystkim, którzy będą chcieli skorzystać, dla najwyższego dobra.
Tak się stało i dziękuje za to...

Co czuje... ulgę, ze kości zostały rzucone i strach, czy dam rade, czy wytrwam ...


Nie chodzi przeciez o ocene klamstwa czy prawdy, nie da sie tego wyrzucic z zycia calkowicie, jednak nauczyc sie z jednego jak i drugiego madrze korzystac, w potrzebie i bez szkodzenia sobie i innym to juz jest zupelnie inna para kaloszy. I chyba tego sie wlasnie balam !!!

Chciałabym wytrwać, dla siebie ...Czuje tez fizyczne zmęczenie, ale to moi kochani normalne, kiedy się odkrywa prawdę o sobie.

Pociągnęłam właśnie kartę, żeby zobaczyć jaka energia towarzyszy i wspiera mnie w
dzisiejszym dniu - Archanioł Gabriel!

Pozwolicie, ze przytoczę tu słowa wiersza z książki pt."Świetlista Sila Aniołów".

Odnowienie

Jestem Archaniołem
czystego, kryształowobiałego promienia.
Przynoszę przesłanie Nowego Początku.
Kto podąża za Bożym światłem,
Ten odrodzi się na nowo.

Przesłanie jego brzmi:

KAŻDY NOWY DZIEŃ JEST NOWYM POCZĄTKIEM:
KAŻDEGO DNIA MOŻESZ ZRZUCIĆ BRZEMIĘ
PRZESZŁOŚCI I PRZEŻYĆ ODNOWIENIE.

Nie ma przypadków ...

Dziękuję wszystkim, którzy doczytali do końca, to był prawdziwy poród prawdziwej prawdy,
mojej prawdy, w moim sercu.

Wybaczcie, to doświadczenie jest tak osobiste, ze na komentarze nie będę odpisywać.

Z cala Miłością z Mojego Świata do Waszego

Hanna (Hanuta)


Mniejsze i wieksze klamstewka...


Kto mowi ze nigdy nie sklamal, ten klamie ...

Do napisania tego artykulu zabieralam sie juz na poczatku stycznia, jeszcze przed seminarium z Aspektologii, z ktorego wrocilam tydzien temu. Jednak czegos mi ciagle brakowalo... Chyba ostatniej kropki nad „i”?

Ta kropke dodal mi jeden z klamcow , wczoraj wieczorem wystawiajac mnie do wiatru i dziekuje mu za to z calego serca. Jest on dobry w tym co robi. Daje mi w kazdym badz razie niesamowite lekcje. Nie wiem czy prawdy czy klamstwa?A moze to sa moje sprawdziany, jak daleko przestalam siebie oklamywac?
Na ile jestem juz ze soba zintegrowana w prawdzie?

Tak, cos w tym jest, tym bardziej, ze o klamstwie chcialam juz pisac dawno, a jakos mi sie nie ukladalo. No, w kazdym badz razie wczoraj musialam dostac niezlego kopa, skoro wywalilo mnie dzis nad ranem z cieplego lozeczka.

Obudzilam sie o 4.30, a w mojej glowie az huczalo od slowa „klamstwo” ... Troche z nim pochodzilam po mieszkaniu, odwiedzilam toalete, zajrzalam do kuchni i wlasciwie chcialam isc dalej spac.
Nie dalo rady, w mojej glowie dalej huczalo: dlaczego klamiemy? I dlaczego tak lubimy wierzyc w klamstwa?

A wiec nie bylo rady, wstalam zapalilam papierosa, otworzylam sobie piwko(zostalo jakies po odwiedzinach mojego syna), co u mnie jest jakas anomalia, bo nie lubie piwa, zapalilam swieczke, odpalilam kompa i w pierwszym odruchu chcialam poszukac definicji klamstwa, zeby ja tu przytoczycz.
Jednak czy potrzebujemy naukowego wyjasnienia co to klamstwo? Nie wierze!

Zreszta czy naukowcom mozna tak do konca wierzyc, przeciez oni tez tak czesto klamia, ze zdam sie w tym wypadku na swoje wlasne doswiadczenie klamstwa. Naukowcy potrafia z kazdego klamstwa zrobic prawde i jeszcze poprzec to tytulem naukowym np. dr.

Oj, a mam doswiadczenie...
Wiem, tak jak i wszyscy co to jest klamstwo, przeciez siedzimy i zyjemy zaglebieni w nim po uszy! a moze nawet po czubki glowy?

Jest to tak potezne, ze ci co mowia prawde nie sa slyszani, w moim wyobrazeniu widze ich jako male piszczace myszki, sama sie tak czuje kiedy mowie prawde. Bo kiedy mowimy prawde, to mowimy ja po cichu z niepewnoscia w glosie, patrzac jak zareaguja inni albo z ktorej strony poleci cios lub nisko wibracyjne slowo, a kiedy klamiemy robimy to glosem zdecydowanym i z pelnym przekonaniem.

Wystarczy posluchac politykow, jacy sa przekonywujacy w swoim klamstwie, a my ... wierzymy.
My chcemy wierzyc, my chcemy w naszej naiwnosci im wierzyc, choc wiemy dokladnie w naszych sercach, ze to wszystko klamstwo.

Tylko kto dzis sie kieruje sercem? Kto slucha tego co mowi serce?

To sa jednostki, szare myszki, ktore musza uwazac na kazde slowo, aby nie zostac zmiazdzone przez ogrom klamstwa otaczajacego nas i wspieranego jeszcze przez nas i to z wielkim sukcesem, jak pokazuje otaczajacy nas zaklamany swiat.

Ktos madry powiedzial (chyba Einstein, ale nie jestem pewna, juz ktos mnie poprawi ), ze klamstwo powtorzone 1000x staje sie prawda! Poslugiwal sie tym powiedzeniem Gebbels i to z ogromnym skutkiem, jak wszyscy wiemy.

Czasami nie potrzeba czegos powtarzac 1000x, a wystarczy raz, aby wiekszosc uwierzyla.
Dlaczego tak jest? Dlaczego my sami nadajemu klamstwu taka Moc?
Co nas do tego sklania? Czy naprawde mamy taki wielki strach przed prawda?

Tyle sie mowi i pisze o prawdzie! Jakiej prawdzie ? Czyjej prawdzie?

Przeciez my nie chcemy prawdy !!!

My kochamy klamstwo, juz dzieci uczymy klamac. Sama jako dziecko klamalam ile wlezie, bo w klamstwo mi wierzono - w prawde - niestety nie.
Prawda byla, nieprawdopodobna, nie do uwierzenia, wiec po ktoryms razie wysluchawszy:
- Dziecko, powiedz prawde !!! Sklamalam i wszyscy byli zadowoleni.

- Dziecko, bylas w kosciele?
Choc przed msza awantura na 100 fajerek, ze nie bede tam chodzic, do tego ponuractwa i wrzeszczacego z ambony o ogniach piekielnych ksiedza, przypominajacego Smoka ziejacego ogniem nienawisci.

Dzis przepraszam wszystkie Smoki, za to porownanie z mlodosci. Nie chcialam obrazac, tych tak wspanialych i poteznych Istot. Bo bardziej by pasowal do niego sam obraz tego diabla, o ktorym z taka miloscia wrzeszczal ksiadz.

Po takich mszach mialam problemy z zasnieciem, bo z kazdego kata wylazily potwory, a spod lozka potezne czarne lapy, ktore chcialy mnie porwac.
Eh, ile nocy spedzilam z glowa pod pierzyna, pocac i trzesac sie ze strachu.Jednak, nikt mi w to nie wierzyl. Zostalam wysmiana.
A ja jeszcze jako dorosla kobieta, bo do niedawna balam sie calkowitej ciemnosci.

Dlatego, bardzo grzecznie zaczelam chodzic do "obok" kosciola, czyli na spacer nad wode, podziwiac latajace mewy, sluchac szumu fal i szeptu wiatru. Tam bylo milo i przyjemnie. A w domu mialam spokoj, a i zdrowie na godzinnym spacerku tylko zyskiwalo.
Ze klamalam, hmm a kogo to obchodzilo ?

Doszlam, wiec do wniosku, jak i wielu z was, ze z klamstem lepiej isc przez zycie za reke. Jednak bylo to bardzo meczace dla mnie, wiec, zeby uciec od swiata klamstwa, ktorym bylam otoczona, a jednoczesnie dla tak zwanego „swietego spokoju” ucieklam w swiat ksiazek.

Tam bylo bezpiecznie, nie trzeba bylo klamac i martwic sie, ze klamstwo wyjdzie na jaw, albo ciagle sie pilnowac, aby powtarzac to samo klamstwo.

Oj, to bylo dla mnie najtrudniejsze, bo jak sie klamie, trzeba dobrze pamietac co sie klamalo.
A ja, sierota, zawsze sie wypaplalam, predzej czy pozniej. W koncu sie obrywalo za klamstwo, choc w prawde i tak nie wierzyli.
To takie moje doswiadczenia z dziecinstwa i mlodosci.

Ksiazki dawaly mi to, czego nie dawala rodzina, a na pewno juz nie szkola, zaklamana po uszy.
Tam to dopiero sie odbywaly cyrki. Wypaczenie totalne, chory system nauczania, ktory zatrudnia chorych nauczycieli. To moje zdanie i mam do tego prawo, to tak na wszelki wypadek, jakby ktos mnie chcial walnac po lbie.


Wiem, ze sa wyjatki, ze sa nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, tylko, ze nie maja sily przebicia sie przez morze klamstwa i rywalizacji.

Z lekcji religi nagminnie uciekalam, szukajac swojego Boga. Boga, ktory by mnie kochal, zamiast straszyl!

Na pewno sa tez ksieza z prawdziwym powolaniem, choc ja nie dostapilam jeszcze zaszczytu poznania takiego. Widocznie tak ma byc, zostane wiec, wierna sobie samej owieczka, rozwijajaca milosc w swoim sercu i bardzo to dobrze, przynajmniej mi z tym jest dobrze.

Na pewno sa tez i tacy politycy, jednak szybko pozerani przez starych doswiadczonych pozeraczy.

Co mnie w zyciu uratowalo, zeby nie utonac w klamstwie do konca to wlasnie ksiazki, ktore kocham czytac.

Moja pierwsza ksiazke otrzymalam jak mialam 7 lat i chorowalam na zoltaczke mechaniczna. „Opowiesci z zaczarowanego lasu” Nathaniel Hawthorne - Mity greckie, do dzis mam wielka sympatie do mitologii greckiej. Sa to opowiadnia takie jak, „ Glowa meduzy” „Minotaur” „Zeby smoka” czy „ Zlote runo”. Najbardziej lubialam mit o krolu Midasie. Do dzis sie smieje, jak chciwosc potrafi ludzi zaslepic.

Jestem wdzieczna mojej mamie, choc nieswiadomie, to otworzyla mi inny swiat. Swiat, w ktorym sie zamknelam na dlugie lata. Swiat ksiazek. Czytalam wszystko i wszedzie, przy jedzeniu, w toalecie, nocami w lozku. Nocki odsypialam na lekcjach, ktore i tak byly bezwartosciowe, bo niczego madrego nie uczyly. Jak mi mama wykrecala korki od pradu, a latarki zostaly pochowane, to czytalam przy swiecach, nawet pod koldra. No, to sie mama wytraszyla, ze moge spalic caly domek i dala mi spokoj.

Jednak zostala mi naklejona nalepka "ta inna", przez co najpierw dlugo cierpialam, potem bylam wrecz zadowolona, bo "tej innej" mozna bylo mowic rozne dziwne i robic dziwne rzeczy. Nikt sie juz specjalnie nie dziwil. To jak z wariatami, o ktorych sie mowi, ze sa normalni inaczej. Taaak to bylo fajne.

W ksiazkach szukalam odpowiedzi na otaczajacy mnie swiat. Swiat klamstwa i oszustwa. Do dzis zreszta szukam i szukam. Oduczylam sie klamstwa, choc prawda boli, to ma ona wielka wartosc, przynajmniej dla mnie!

Oj ma, kiedys powiedzialam mojemu ex-mezowi, ze najgorsza prawda jest lepsza niz najslodsze klamstwo. Jak mi wtedy pojechal z cala prawda to myslalm, ze dostane zawalu. Piersza mysla bylo, ze wolalam jak klamal, bo nie mialam pojecia co zrobic z ta cala prawda. Co robic z klamstem wiedzialam, jednak co zrobic z prawda i to taka ... prawdziwa prawda!!!

Uratowala mnie przy owczesnym braku wiedzy moja kochana intuicja, doszlam do wniosku, ze on chce mi powiedziec "czas sie rozstac".

Jestem mu wdzieczna za tyle odwagi, aby sie do tylu rzeczy przyznac, po to, aby mi powiedziec " Dziewczyno, co ja jeszcze mam zrobic, zebys zrozumiala, ze masz odejsc odemnie, czym jeszcze cie zranic". Bo przeciez ja uparcie chcialam bronic swietej instytucji rodziny i o malo sama bym nie stracila zycia, a i moj partner tez. Dzis ma swoja nowa rodzine i nowe zycie i ciesze sie z tego.
My mielismy po prostu tylko kawalek zycia isc razem.

No, taka to jest prawda...Tylko kto nam ja mowi... nikt, a naszych serc nie sluchamy, a wtedy nasze umysly robia z nas wariatow do kwadratu hehe

Trzeba do prawdy dochodzic dlugo i cierpliwie, klamstwo jest w nas tak zakorzenione, ze nawet nie wiemy, ze sie sami perfekcyjnie oklamujemy i to jest ciekawe zjawisko. A potrafimy sobie wmowic najpiekniejsze klamstwa. Wiem cos o tym!

Ciezko mieli moi synowie, poniewaz mialam doswiadczenie w klamstwie, trudno im bylo mnie oklamac. Po za tym, chcialam aby nauczyli sie mowic prawde i staralam sie wierzyc w prawde, ktora mowili. Dzis po latach, widze, ze poszlo naszej trojce calkiem dobrze. Mowimy sobie prawde, nawet jak boli. Bo bol przechodzi, zreszta bol to tez tylko gra umyslu...
A prawda to po porostu prawda, ani zla ani dobra.

Jak zaczelam odkrywac prawde o sobie, przy pomocy wspanialej i madrej osoby, ktora nie miala litosci mi pokazac, co jest klamstwem, a co moze byc prawda o mnie samej, zaczelo sie lykanie zab, a czasem to i solidnych ropuch.

Mowie wam, nie byly to latwe do lykniecia zaby, oj nie !! Naga prawda!! Dzis sie z tego smieje, choc ogrom i potega klamstwa jeszcze bardziej mnie przeraza i jeszcze bardziej jest zauwazalna.

Szukamy prawdy na zewnatrz, zamiast zaczac od siebie samych.
Zreszta tak jest tez z wiekszoscia rzeczy i spraw w naszym zyciu. Zaczynamy od innych zamiast od siebie samych i juz kolejne klamstewko sie rodzi. Bo to przeciez ten inny ma sie zmienic, ja nie musze...


Niech sie zmienia swiat, ja nie musze...

I tak, kochani, w ten sposob wszystko zostaje po staremu! Klamstwo dalej rzadzi swiatem i nami samymi. Bo nie zmieniajac siebie, nie jestesmy w stanie nic zmienic, nic i nikogo.

Kazdy ma swoja prawde? Nie, na dzisiejszy dzien chyba niewielu - na dzis powiedzialabym - kazdy ma swoje klamstewko.

Siedze, mysle i sie zastanawiam, czy ja juz widze prawde o czlowieku, ktory mnie wystawil? Czy jeszcze chce byc oklamywana i nie widziec co mi pokazuje, a jest to wlasnie klamstwo, oszustwo i brak szacunku do siebie i innych.

Sama ciekawa jestem jak to sie rozwinie, bo ponowna nauka prawdy jest dlugim procesem, w swiecie, gdzie klamstwo jest naszym chlebem powszednim.

Dostalam i dalam sama w zyciu tyle lekcji klamstwa, ze rzygac mi sie chce ta zabawa. Mysle, ze najadlam sie po uszy.

Z mojego swiata do Waszego z cala Miloscia Serca.

Hanna (Hanuta)