Dienstag, 29. September 2009

Smutek i Nadzieja



Ten, kto nigdy nie mial nadziei, nigdy nie zazna rozpaczy.

— George Bernard Shaw








Unikaj przyjemnosci, które potem przynosza smutek.

- Solon


Smutek i nadzieja...

Po piaszczystej drodze szla niziutka staruszka. Mimo tego, ze byla juz bardzo stara szla tanecznym krokiem, a usmiech na jej twarzy byl tak promienny, jak usmiech mlodej, szczesliwej dziewczyny. Nagle dostrzegla przed soba jakas postac. Na drodze ktos siedzial, ale byl tak skulony, ze prawie zlewal sie z piaskiem. Staruszka zatrzymala sie, nachylila nad niemal bezcielesna istota i zapytala:
-Kim jestes?
Ciezkie powieki z trudem odslonily zmeczone oczy, a blade wargi wyszeptaly:
- Ja? ... Nazywaja mnie smutkiem
- Ach! Smutek! - zawolala staruszka z taka radoscia, jakby spotkala dobrego znajomego.
- Znasz mnie? - zapytal smutek niedowierzajaco.
- Oczywiscie, przeciez nie jeden raz towarzyszyles mi w mojej wedrówce.
- Tak sadzisz... - zdziwil sie smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mna. Nie boisz sie?
- A dlaczego mialabym przed Toba uciekac, mój mily? Przeciez dobrze wiesz, ze potrafisz dogonic kazdego, kto przed Toba ucieka. Ale powiedz mi, prosze, dlaczego jestes taki markotny?
- Ja... jestem smutny. - odpowiedzial smutek lamiacym sie glosem.
Staruszka usiadla obok niego.
Smutny jestes... - powiedziala i ze zrozumieniem pokiwala glowa. - A co Cie tak bardzo zasmucilo?
Smutek westchnal gleboko. Czy rzeczywiscie spotkal kogos, kto bedzie chcial go wysluchac? Ilez razy juz o tym marzyl.
- Ach... wiesz... - zaczal powoli i z namyslem - najgorsze jest to, ze nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykac sie z ludzmi i towarzyszyc im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjde, oni wzdrygaja sie z obrzydzeniem. Boja sie mnie jak morowej zarazy. - I znowu westchnal. - Wiesz..., ludzie wynalezli tyle sposobów, zeby mnie odpedzic. Mówia: tralalala, zycie jest wesole, trzeba sie smiac. A ich falszywy smiech jest przyczyna wrzodów zoladka i dusznosci. Mówia: co nie zabije, to wzmocni. I dostaja zawalu. Mówia: trzeba tylko umiec sie rozerwac. I rozrywaja to, co nigdy nie powinno byc rozerwane. Mówia: tylko slabi placza. I zalewaja sie potokami lez. Albo odurzaja sie alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuc mojej obecnosci.
- Masz racje - potwierdzila staruszka - ja tez czesto widuje takich ludzi.
Smutek jeszcze bardziej sie skurczyl.
- Przeciez ja tylko chce pomóc kazdemu czlowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, moze spotkac sie sam ze soba. Ja jedynie pomagam zbudowac gniazdko, w którym moze leczyc swoje rany. Smutny czlowiek jest tak bardzo wrazliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do zle zagojonej rany, która co pewien czas sie otwiera. A jak to boli! Przeciez wiesz, ze dopiero wtedy, gdy czlowiek pogodzi sie ze smutkiem i wyplacze wszystkie wstrzymywane lzy, moze naprawde wyleczyc swoje rany. Ale ludzie nie chca, zebym im pomagal. Wola zaslaniac swoje blizny falszywym usmiechem. Albo zakladac gruby pancerz zgorzknienia. - Smutek zamilkl.
Po jego smutnej twarzy poplynely lzy: najpierw pojedyncze, potem zaczelo ich przybywac, az wreszcie zaniósl sie nieutulonym placzem. Staruszka serdecznie go objela i przytulila do siebie.
- Placz, placz smutku. - wyszeptala czule. - Musisz teraz odpoczac, zeby potem znowu nabrac sil. Ale nie powinienes juz dalej wedrowac sam. Bede Ci zawsze towarzyszyc, a w moim towarzystwie zniechecenie juz nigdy Cie nie pokona.
Smutek nagle przestal plakac. Wyprostowal sie i ze zdumieniem spojrzal na swoja nowa towarzyszke:
- Ale... ale kim Ty wlasciwie jestes?
- Ja? - zapytala figlarnie staruszka usmiechajac sie przy tym tak beztrosko jak male dziecko

- JA JESTEM NADZIEJA!

Tekst bardzo ujal mnie za serce, niestety autora nie znam.

Hania sansai - Hanuta

Spojrzenie w przeszlosc.





Przyszlosc -


jest uzdrowiona przeszloscia !







W pewnej krainie zyla sobie Ksiazeca para, Sir Christopher i Lady Johanna. Byli malzenstwem politycznym, czyli 19-sto letnia Johanna zostala zmuszona do poslubienia prawie 40-sto letniego Christophera. Dziewczyna, ktora wyszla za maz z przymusu i bez milosci stracila sens i radosc zycia. Swoja zlosc i frustracje obrucila przeciwko mezowi. Robila mu na zlosc, gdzie tylko mogla, wiedzac, ze on ja kocha i wszystko wybaczy.
Wyzywala go od impotentow, starcow, oslow i ciagle przylapywal ja na jakis aferach z mlodymi mezczyznami. Christopher, byl dojrzalym, madrym i wyrozumialym czlowiekiem, ktory mial wiele wspolczucia dla swojej mlodej zony. Jednak wszystkie te lata ponizenia, cierpienia w samotnosci odbily sie mocno na zdrowiu ksiecia, do tego jeszcze ogromny smutek z powodu braku potomstwa. Ksiaze Christopher zaniemogl mocno na zdrowiu, stracil chec zycia, a wrecz podjal decyzje odejscia ... umarl samotnie w swojej komnacie, przepelniony ogromnym smutkiem i zalem.
Dla lady Johanny nastapily dni pelne rozpaczy i wyrzutow sumienia, bo zrozumiala, ze nauczyla sie kochac tego czlowieka o wielkim i dobrym sercu. Jednak bylo juz za pozno... Z tej rozpaczy z wielkim poczuciem winy, wstapila do zakonu i zlozyla sluby wstrzemiesliwosci i cnotliwosci jako pokute za swoje czyny. Tam spedzila wiele lat, na samotnych modlitwach i rozmowach z Bogiem, proszac o mozliwosc naprawienia swoich bledow ...
Ktoregos dnia, uslyszala glos ... dosc tego zamartwiania sie... Johanna zrzucila wiec szaty zakonne, wsiadla na osiolka i wedrowala po kraju, wczesniej odwiedzajac grob swojego meza, obiecujac mu, ze sie jeszcze kiedys spotkaja ...

Wiele, wiele wcielen pozniej, spotkali sie Hanna i Krzysztof oboje z wielkimi ranami w sercu...

Nastapil odpowiedni czas, aby Hanna dotrzymala swojej obietnicy i uzdrowila to, co kiedys dawno temu tak skutecznie "zatrula" swojemu mezowi i sobie samej.

Zakonne sluby Johanny z tamtego wcielenia zostaly przez Hanne w tym wcieleniu, zerwane i uzdrowione, tak jak wszystkie energie z tamtego czasu.

Dziekuje Adamusowi, sansai Hance i jej orlu, dziekuje mojemu osiolkowi i samemu Christopherowi za pomoc, w tym pieknym, choc smutnym doswiadczeniu.


Niech goja sie rany, a zal i smutek przemieni sie w radosc ...

A jak sie dokonalo, dowiemy sie w najblizszym czasie ...


Hania sansai - Hanuta

Montag, 28. September 2009

List do .....


Witaj, mam nadzieje ze przeczytasz te slowa, bo proba powstrzymania sie od napisania tego, do czego doszlam przez ostatnie dni, to jakbym probowala powstrzymac przez ten czas oddawanie moczu, dlatego siadam i pisze, bo jestem zmeczona, cholernie zmeczona ...
Kiedys ci powiedzialam, ze ludzie spotykaja sie w zyciu na jakis czas, aby wspolnie cos przejsc, uzdrowic, uporzadkowac... Tego dnia, kiedy pierwszy raz do mnie kliknoles na gg, cos we mnie drgnelo, a kiedy zobaczylam twoje zdjecie, wiedzialam ... bylam pewna, jednak nie chcialam sie do tego przyznac ... Te slowa " jakbym cie znala juz dlugo", mialy podstawe ... bo my sie znamy juz dlugo. Znamy sie z jakiegos przeszlego zycia!
Teraz tez rozumiem moja nagla decyzje wyjazdu do ciebie. To nie byl atak rozpaczy z powodu braku seksu. To byla tylko bardzo konkretna wymowka.
Bardzo sie bronilam przed tym, nie chcialam tego rozpoznac, balam sie tego... Tylko, nie wiem, co gorsze w tej sytuacji, to powolne poddawanie sie, czy stanac twarza w twarz z tym, co do mnie przyszlo. W kazdym badz razie, mialam chyba odpowiednia determinacje i bylam odpowiednio zmeczona, aby to dopuscic do siebie, a juz wogule po twojej ostatniej wizycie u mnie ... Reinkarnacja, nie musze ci tlumaczyc, bo wiesz, na czym polega (wracamy ciagle na ziemie zalatwic zalegle sprawy, i albo sie uda albo nie) Twoja i moja swiadomosc jest bardziej rozwinieta niz przecietnych ludzi i dlatego mysle, ze bylismy gotowi na to spotkanie w tym zyciu... Pytanie brzmi, po co ? Co mielismy do zrownowazenia ?
Oj, dlugo mnie to meczylo, a raczej, meczyly mnie proby ucieczki od tego ! Ok, zeby cie dlugo nie nudzic, przejde do sedna sprawy...
Najpierw, zostala mi pokazana twoja wielka rana w sercu,gdybym juz wtedy zaskoczyla, ze to moze byc jeszcze z jakies przeszlego zycia, moze i szybciej bym do tego doszla, ale stalo sie tak, a nie inaczej, z pewnych powodow.
Ta rane zadalam prawdopodobnie ja czy tobie osobiscie czy innym mezczyznom, to chyba nie gra roli.
Nie mam odwagi i nie bede dochodzila w jaki sposob, wystarczy, ze wiem, ze to ja. No coz, musialam, byc kiedys niezla cholera (cos z tego zostalo chyba do dzis ) I tu wchodzisz ty na scene zycia z bardzo trudnym zadaniem, a tylko najlepsi dostaja najtrudniejsze zadania ! Otoz, prawo karmy mowi, to co dajesz innym, to predzej czy pozniej do ciebie wroci, nie ma znaczenia, w ktorym zyciu, wraca wtedy gdy jestesmy na to gotowi, gotowi na przejecie odpowiedzialnosci za swoje czyny. A wiec, twoim zadaniem bylo, prawdopodobnie dac mi odczuc, ten bol, ktory ja potrafilam zadawac innym. Zobaczyc te rany, jakie zadawalam i jak one bola ...
Poruczniku - zadanie wykonane na 5 z plusem . Zobaczylam, odczulam, a raczej czuje jeszcze ... Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawe jaki wielki kawal roboty zrobiles, moze to ci sie tez wydac wszystko smieszne i powiesz, ze to brednie ... ale, gdzies w glebi serca, poczujesz ulge , moze ci sie tez niektore sprawy rozjasnia i bardzo bym ci zyczyla, aby swiadomosc tego, ze sie dokonalo pozwolilo ci uleczyc tak stara i bolaca rane.

Teraz wiesz za co ci jestem wdzieczna. Jestem fizycznie i psychicznie na ten moment wykonczona, ale jestem ci z glebi serca wdzieczna za to, ze wzioles na siebie takie trudne zadanie. No, wiem, masz niesamowita moc, a tylko taki ktos mogl sobie poradzic. Normalnie, zalatwiam takie sprawy mentalnie, nie mowie, nie pisze nigdy do nikogo i jeszcze nie rozumiem tego, dlaczego teraz jest inaczej ... Wiem, ze odpowiedz przyjdzie predzej czy pozniej. Wybacz mi ! Bardzo cie prosze, jesli mi wybaczysz, to latwiej ja sobie bede mogla wybaczyc. To jest dla mnie cholernie trudne doswiadczenie. Teraz, rzeczywiscie mozesz pokazac swoja wielkodusznosc i mi pomoc ! A tym samym pomoc tez sobie samemu ...

Z cala miloscia mojego serca i ogromnym szacunkiem dla Ciebie !

Hania - sansai Hanuta

Sonntag, 27. September 2009

Zycie w Milosci


Zycie to wszystko, co jest, tak zwane dobro jak i zlo, ludzka natura i cuda wykraczajace daleko poza smiertelna egzystencje. Nawet strach i zwatpienie nie sa zle, sa tylko ograniczeniami jakie na siebie nakladasz.

Wprowadz spokój, milosc i radosc i pozwól im wymieszac sie ze strachami i zwatpieniami. Pozwól sobie byc takim, jakim jestes, ozywionym miksem wszystkiego, tak ze pozytywne i negatywne, ciemnosc i swiatlo, wszystko rozpoznane i obecne sprawia, ze iskierki zaczynaja fruwac, kreatywne iskierki tworzace nowosc i zycie.

Przeciez osoba bez bledów przeszlosci i terazniejszych potkniec nie jest nazbyt interesujaca. Kreatywna iskra krzesa sie z mieszanki przeciwienstw, migoczacych i blyszczacych gdy sie spotykaja rodzac oryginalnosc i kreatywnosc dokladnie w punkcie zetkniecia sie.

Ta wada, która tak ciezko próbujesz schowac lub naprawic moze byc rzecza, która cie popchnie w wyzszy stan bycia. Moze jest to cecha, która przyciaga do ciebie innych bo rozpoznaja siebie w tobie. Twoja walka z samym soba moglaby sie skonczyc poprzez radosna akceptacje tego, z czym walczysz, a milosc i bezpieczenstwo, których pragniesz, moglyby narodzic sie z pelnego akceptacji rozpoznania, ze jestes kim jestes takim, jakim jestes.

Nie istnieje lepsza wersja ciebie by jej szukac. Tak, bedzie ewolucja, jednak nie jest przejsciem ze zla do dobra – raczej naturalnym wzrostem i zmiana podczas twojej podrózy przez fazy zycia. Wzrost jest obiema, odnowieniem i rozkladem, entropia i akceleracja, jakoze co bylo przemija, a co ma byc, staje sie.

Kontrasty, ciemnosc i swiatlo w tobie, pozytywne i negatywne w tobie... wszystko jest czescia tego, kim jestes. I moc twoja lezy w tej wiedzy, w objeciu rzeczywistosci jaka jest i uczuciach twojej ekspansji wewnatrz niej. Obejmij ten strach i pozwól mu umocnic cie; pozwól mu napedzac ruch
i ewolucje. Czego tak bardzo sie boisz? Powiedz to na glos. Potem rozpoznaj, ze to czesc ciebie i pozwól aby rozpoczelo transformacje i ewolucje w raz z twoim wzrostem. Wez co ukryte i bledne i sprowadz do swiadomego rozpoznania. Daj wszystkiemu miejsce jako uznane i kochane, objete jako czesc twojej rzeczywistosci.

Pozwól temu, co w sobie ubóstwiasz zetrzec sie z ciemnoscia, która próbujesz ukryc a potem zobacz iskry stworzenia powstajace w miejscu zetkniecia. Pozwól by nadzieja i radosc penetrowaly i miksowaly sie ze strachem i zwatpieniem – ujrzyj piekno i moc powstajacych wzorców. Obejmij swoje czlowieczenstwo, wszystkie jego czesci, zacznij swiecic wlasna cudownoscia.

Nikt nie definiuje ciebie. Ty, sam siebie definiujesz. Nie pozwól, by spoleczenstwo etykietkowalo cie jako zlego czy dobrego, grubego czy chudego, bogatego czy biednego, mlodego czy starego. To wszystko sa mody, które przychodza i odchodza, czesci twojej spolecznosci ukazujace cie na sposoby, które sa nieprawdziwe w innym czasie czy spoleczenstwie. One sa relatywne, nie absolutne.

Tak wiec mozesz wybrac nieakceptowanie tych ocen. Nie dawac im kredytu we wlasnym zyciu.

Mozesz wybrac wolnosc i moc, moc pochodzaca ze wszystkiego kim jestes, moc pochodzaca z paliwa twoich doswiadczen, milosci, radosci, smiechu, twoich lez, zlosci, strachu i zwatpien. Wszystko to jest paliwem twojej mocy. Jest czescia unikatu i indywidualnosci, jaka jestes. Wszystko to tworzy kreatywna iskre ciebie, blyszczaca na swiat.

Jestes kochany. Jestes miloscia. Jestes jednoscia ze wszystkim, co istnieje. Masz cala moc, cala milosc, taki jaki jestes, wlasnie teraz !!!

Hania sansai - Hanuta