Dienstag, 6. Juli 2010

Kocham zycie!

Jest upalny lipcowy wieczór, siedzę sobie nad jeziorem, na mostku wychodzącym prawie w jego sam środek. Wokoło mnie kołyszą się dostojnie szuwary. Pływają różnego rodzaju gatunki ptaków wodnych. W szuwarach, umościł sobie mieszkano bóbr. Nad moja głową przelatują co parę minut potężne „żelazne ptaki“ schodzące do lądowania na pobliskim lotnisku. Podziwiam i jedne i drugie!

Jedyne co mogłabym nazwać zakłócającym ta jedność chwili z natura jest głośna muzyka z drugiego brzegu. Choć właściwie nie jest to nawet muzyka, lecz jakieś dziwne, dzikie mundialowe odgłosy.
Oh, poszaleli ludziska na punkcie piłki nożnej.

Oooo właśnie przepływała obok mnie jakaś rybka, dosyć duża nawet. Szczerze mówiąc, nie wiem jakie ryby pływają w tym jeziorze. Nie znam się tez specjalnie na gatunkach ryb.

Przyszło dwoje młodych ludzi, chłopak i dziewczyna. Pewnie chcą popływać. Rozmawiają po polsku, mimochodem słyszę, bo stoją obok mnie, a do tego rozumiem co mówią. W tym samym momencie przepływa stado, pięknych dorodnych kaczek, jest ich 6 .
Dziewczyna pyta chłopaka:
- Ej, czy to są łabędzie ?!

Az podniosłam mój wzrok znad moich notatek, natężyłam słuch i czekam odpowiedzi chłopaka!
- Nie... to sa chyba kaczki...
-E – tam kaczki takie duże !
Nie wytrzymałam i mowie uśmiechając się:
- Tak, to są kaczki, łabędzie są jeszcze większe, białe i maja piękne długie szyje… Konsternacja i zakłopotane spojrzenie w moja stronę, nie spodziewali się, ze przemowie ich językiem, inaczej „naszym“.
Dziewczyna mówi to trochę do chłopaka, a trochę do mnie:
- Nie widziałam nigdy kaczki, a ty?

Odpowiedziałam szybko za niego:
- Masz okazje się im przypatrzeć …

Oooo, znowu przepływa obok mnie jakaś ryba, za nią druga ooo jest i trzecia, a do tego przypłynęło nowe stadko kaczek, już trochę mniejszych,obserwują mnie.
Chłopak z dziewczyna zrezygnowali z pływania i poszli sobie.
O są i kurki wodne. Właśnie dwie kaczki poderwały się do lotu, przeleciały mi przed samym nosem. Uśmiecham się szeroko i podziwiam to piękno. Czuje się, jakby specjalnie dla mnie robiły pokaz… prawdziwe przedstawienie.
Właśnie przypłynął łabędź… i w tej samej chwili wielki żelazny ptak prawie nad moja głową.
Łabędź zaczął przeganiać kaczki. Teraz podpływa coraz bliżej mnie. Właśnie rybka się wychyliła z wody, chyba aby złapać powietrza. A może chciała mnie przywitać w ten sposób!? Łabędź krąży i obserwuje mnie groźnym spojrzeniem, pewnie się zastanawia co to za dziwny ptaszek tak sobie siedzi i pisze!? Znowu ten żelazny w gorze, jest jednak bardziej głośny niż te inne.

Jest 21:26, a jeszcze jest tak bardzo jasno. Kocham te porę roku i kocham słońce i deszcz. Ojej, jakie to piękne uczucie tak sobie siedzieć, słuchać i czuć naturę w całkowitej “prawie” ciszy i to w wielkiej metropolii, choć na uboczu. Czy to cud? Chyba można by to tak nazwać. Jeden z wielu cudów jakie przezywam w życiu!
Zerwała się lekka bryza. Szuwary zaszumiały, to śpiew!
Od 22:00 maja przestać latać żelazne ptaki, jednak czy wtedy jeszcze coś napisze? … nie wiem, może będzie już za ciemno…
Będę wtedy miała wszystkie cztery żywioły wokół siebie: powietrze, wodę, ziemie i ogień, wzięłam ze sobą świeczki he …tak na wszelki wypadek :)

Na jeziorze zrobiły się fale, ptaszki zaczęły ćwierkać, szuwary szumią dostojnie! W połączeniu jest to wspaniała muzyka. Dusza rośnie i śpiewa pieśń radości do wtóru. Wokoło mnie miliony różnych owadów, jednak żaden mnie nie zaczepia, ani się mnie nie czepia.

Błękitne niebo pokryte jest nielicznymi, leniwo płynącymi chmurkami, niektóre są mocno czerwone od zachodzącego słońca. Widok, który raduje wszystkie moje zmysły. Oddycham głęboko, z wielkim zadowoleniem. Właśnie przepłynął kolo mnie jacht,a

w gorze leci następny, a za nim już następny żelazny ptak. W tej chwili wypłynął ze swoje szuwarowego domku bóbr, zerknął na mnie lekceważąco … poplynal sobie dalej. Zdążyłam się jednak do niego uśmiechnąć!
Trochę bolą mnie już pośladki od tego siedzenia na tych deskach, wiec chyba się na chwilkę położę na moim, a właściwie mojego siostrzeńca ręczniku i popatrzę sobie w niebo.
Ojej, właśnie przypłynęła do mnie cala rodzinka kaczek: mama, tata i trojka dzieci. Szkoda, ze nie możecie tego zobaczyć! Gdzieś tam kawałek dalej toczy się głośne, harmiderne życie. Właśnie podpływa do mostku łódź z motorem, bardzo głośna. Ludzie zachowują się tez bardzo głośno. Krzyczą zamiast rozmawiać. Czy oni są głusi? Eh, odwiózł tylko swoich gości, odpłynął ufff Znowu cisza.
Niby nic się nie dzieje! A tyle się dzieje!
Czuje wewnętrzną radość, spokój i harmonie… Czuje lekkość, czuje, ze jestem częścią tego pięknego zjawiska jakim jest życie. Ja w to nie muszę już wierzyć, ja to już wiem. Poczułam to!
Zaakceptuj i zrozum naturę, a ona odwdzięczy ci się tym samym i jeszcze czymś więcej. Gdzieś na Eiobie czytałam, ze kosmici istnieją, bo to właśnie my nimi jesteśmy i myślę, tak czuje, ze to prawda.
Wszystko inne byłoby arogancja ludzka, znaczy, ze tylko my istniejemy. A kim my jesteśmy w porównaniu do wszechświata? Pchłami, moi kochani. Nawet nie gwiazdkami. Oh, jak bardzo zdałam sobie z tego sprawę właśnie dzisiaj, w ten czarujący wieczór. Boże, jaki ten nasz świat piękny jest i harmonijny. Dlaczego my ludzie próbujemy go za wszelka cenę, wręcz po trupach zniszczyć!
Przyszły dwie panie, starsza poszła popływać, choć powiedziała, ze boi się bobra. Młodsza została ze mną na mostku.
Jest 22:22, jest jeszcze na tyle jasno, ze widzę co pisze. Cudowny wieczór. Bajeczny, prawie jak zaczarowany! Mam uczucie, ze mogłabym zostać tak na zawsze… Kaczki, ptaszki układają się chyba powoli do snu.
Ooo, bóbr znowu wypłynął, na polowanie albo może szukać towarzyszki, nie wiem i nie będę dochodzić. Natura wie co jest ważne, a co nie… To tylko my wyżsi gatunkowo, ci “myślący” potrafimy mieszać wręcz psuć wszystko co naturalne, w imię: a po mnie choćby potop!

Tak, wielkie rozumne pchły! A jednak natura, żywioły przewyższają nas o głowę… Ciekawe czy kiedyś to zrozumiemy? Czy aby nie będzie za późno! Zycie nauczyło mnie, ze doceniamy wiele rzeczy dopiero jak je stracimy.
Komary tez chyba poszły spać. Ja sobie jeszcze poleżę na tym mostku, posłucham jak szumią szuwary, spróbuje usłyszeć co do mnie mówi woda.
Nie da się żadnymi słowami opisać uczucia bycia jednością z natura. Tego każdy musi doświadczyć sam. Pokazała się pierwsza gwiazdka na niebie. Uśmiecham się do niej, ptaszki szybują tak nisko, ze mogłabym je złapać, a te metalowe tez jeszcze latają.
Tak sobie myślę, czy ta woda mówi – wejdź do mnie, obmyj się… ?
Chwila konsternacji, jest już prawie ciemno, jestem sama i wiem, ze nie umiem dobrze pływać… Jednak jakaś siła ciągnie mnie do wody, mam pragnienie poczuć ja na swoim ciele. Eh, co tam rozbieram się, idę popływać.

Jest 23: 20 właśnie weszłam do domu i pod wrażeniem zaczynam dalej pisać. Zadzwonił telefon, mój chrześniak, u którego jestem w gościnie, ze będzie za 15 minut. Ja i tak tylko wykrzyczałam w telefon ze … przełamałam strach przed woda i poszłam popływać i to jak mnie Pan Bóg stworzyl !!! hehe Jestem z siebie bardzo dumna.

Tylko 40 minut jazdy kolejka i znalazłam się w paradisie, przeżyłam cudowne, niezapomniane, poruszające moje serce i dusze chwile. Zastanawiam się, czemu ja nigdy wcześniej tego nie widziałam ani nie czułam? Co się we mnie zmieniło? Czego absolutnie nie żałuję, ze się zmieniło! Powiem – więcej takich zmian sobie życzę.

Eh, życie i nasza cudowna planeta Matka Ziemia i czuły Ojciec Niebo, a ja tak pomiędzy nimi sobie bylam, jakby w ich ramionach. Czy można jeszcze więcej wymagać ? Żadne złoto ani diamenty tego świata nie dałyby mi tych uroczych chwil. Jestem pod wrażeniem i życzę każdemu przeżycia natury, nie tylko tak blisko, ale całym sercem i wszystkimi zmysłami. Stac się jednym ze wszystkim!

Mnie się to udało dzisiejszego wieczoru. Ten wieczór to jakby moje nowe narodziny.

Eh, życie... kocham cie ….





Freitag, 29. Januar 2010

Mniejsze i wieksze klamstewka cz.2





Jak rodziła się moja prawda !

Sama ciekawa jestem jak to się rozwinie..." to cytat z pierwszej części artykułu i

przyznaje się bez bicia, nie spodziewałam się drugiej części.

Wydarzyło się jednak coś, co mnie wewnętrznie poruszyło. Wszyscy, którzy piszą ze swojego wnętrza, o swoich własnych doświadczeniach i przeżyciach, wiedza, ze kiedy dochodzi do opisania czy opowiedzenia tego w słowach, to jest tak jakby jakaś cześć została zamknięta
i odfajkowana.
No cóż, u mnie tak nie było, wiec zaczęłam się zastanawiać co jest tego powodem ? Co przeoczyłam
? Gdzie jest hak, którego nie chce zobaczyć

Włączyłam sobie muzykę na zharmonizowanie czakr i wgramoliłam się do wyrka, bo jakieś
zimne dreszcze biegały mi po plecach. Skupiałam się na każdym czakramie po kolei,
przywołując jednocześnie swoje archetypy do pomocy w rozwiązaniu problemu.

Cały czas zastanawiając się, dlaczego to kłamstwo ciągle w moim życiu do mnie powraca ?

Przecież nie ma przypadków...

Wychowałam się przy siostrze - notorycznie kłamiącej w każdym aspekcie życia, z potrzeby czy
bez potrzeby z czego tu kładę nacisk na to "bez potrzeby"!
Zawsze ja podziwiałam, ze potrafi tak "pięknie" zapamiętać swoje kłamstwa i tyle razy je
powtarzać bezbłędnie. Nie pominę faktu, ze wiele to zrobiło krzywdy dla niej samej, na jej własne życzenie, rodzinie i wielu innym, naiwnie wierzącym.
Nie oceniam tego, bo sama potrafiłam wykorzystywać kłamstwo!

Następnie miałam męża, klamce, oszusta, hazardzistę hmmm dlaczego, skoro tak naprawdę
nienawidziłam kłamstwa, sprowadziłam je znowu do swojego życia?

Wtedy zobaczyłam obraz :

WIELKI OCEAN - KŁAMSTWA, natomiast

PRAWDA to tylko POJEDYNCZE KROPLE w tym OCEANIE !!!


Taaa, fajnie, tylko co to ma mi powiedzieć ? Zgłupiałam przyznaje szczerze...

To przerażające, jak się żywimy kłamstwem, to jest właśnie naga prawda.

No cóż, nie tłumaczy to jeszcze, dlaczego kłamstwo i oszustwo wróciło do mnie po tylu latach znowu! Zadałam pytanie i cierpliwie czekam na odpowiedz …

Zycie daje mi zawsze to, czego pragne, ale najsilniej przyciagam do siebie to, czego najbardziej sie boje !?

I dostałam, zawsze dostajemy odpowiedz, tylko nie zawsze chcemy ja usłyszeć.
Boje się kłamstwa, choć jest ono jak nóż, można nim ukroić chleb, ale można tez zabić. To samo jest z klamstwem i prawda. Można ich mądrze użyć albo nimi zaszkodzić.
I chyba to jest to czego sie boje najbardziej!
Czy będę umiała to rozróżnić, kiedy czego używać mądrze, aby nie zaszkodzić

Próbami pokazania innej osobie na swoim przykładzie, ze można nie kłamać, że nie ma takiej
potrzeby, poszłam chyba za daleko "wierząc"
głęboko, ze mój przykład coś zmieni.

Dla tej osoby jest to świetna zabawa, a tu przyszła jakaś mądrala i chce zepsuć zabawę. No i wtedy się mi dostało i to całkiem słusznie... Dostałam kolejna lekcje

- a wynocha z mojej piaskownicy, ja się świetnie bawię, a jak tobie nie pasi to bierz swoje
zabawki i do swojej piaskownicy !!! Tak to mi przynajmniej podpowiedziała moja intuicja.

Chciałam zaświecić przykładem i przykładnie dostało mi się po łapach ? !

Już wiem tyle, ze chciałam zepsuć komuś świetną zabawę, poprzestawiać dekoracje i aktorów na scenie jego życia (to zaczerpnęłam z artykułu H.Janukowicz, który bardzo do mnie
przemówił). A jakie mam do tego prawo? Żadne! Będąc świadomą tego faktu, ze siedzę w kłamstwie, mogę to jedynie zaakceptować lub odrzucić.

Doszłam do jeszcze jednej prawdy : a nóż, widelec wcale mi się nie spodoba ta prawda i będę tęsknic za kłamstwem, które tak dobrze żarło ... może wcale, tak naprawdę nie chce wiedzieć... a może ja po prostu tez miałam świetną zabawę i nie jestem jeszcze gotowa jej zakończyć ? Wiele pytań , wiem, ze odpowiedzi są w drodze

Teraz jest mi znowu gorąco i muszę otworzyć okno w ten mróz... eh, niech to się już skończy, co tam, raz się żyje, posłucham odpowiedzi …

zaszaleje...


Przyznam się, ze to naprawdę czasami meczące, takie dochodzenie do swojej prawdy!

Eureka, już wiem czego brakowało w tym całym doświadczeniu !!!

PODJECIA OSTATECZNEJ DECYZJI !

Tak, chciałam sobie zostawić taka małą, maciupeńka furteczkę, bo... a może będzie mogla się
przydać, jakby znudziła mi się prawda? Tak, tak to chciałam ze sobą zagrać w ciuciubabkę ?!
Przyznaje tez, ze wielkim dla mnie wyzwaniem jest napisanie tego publicznie, czego w
pierwszym momencie nie chciałam zrobić, chyba ze strachu. Jest to jednak w pewnym sensie tez wyzwanie dla mnie i ogromna odpowiedzialność za sama siebie jak i podjęta decyzje.

Nie, nie będę zostawiać sobie
dróg i bramek do ucieczek, będę szla prosta droga, albo jak to
gdzieś napisała tez H.Janukowicz wspinać się po spirali życia w gore, zamiast spadać w dół.

Przekazałam wszystkie swoje kłamstwa, z tego i wszystkich innych moich wcieleń do
transformacji - niech wrócą jako Światło Miłości i służą wszystkim, którzy będą chcieli skorzystać, dla najwyższego dobra.
Tak się stało i dziękuje za to...

Co czuje... ulgę, ze kości zostały rzucone i strach, czy dam rade, czy wytrwam ...


Nie chodzi przeciez o ocene klamstwa czy prawdy, nie da sie tego wyrzucic z zycia calkowicie, jednak nauczyc sie z jednego jak i drugiego madrze korzystac, w potrzebie i bez szkodzenia sobie i innym to juz jest zupelnie inna para kaloszy. I chyba tego sie wlasnie balam !!!

Chciałabym wytrwać, dla siebie ...Czuje tez fizyczne zmęczenie, ale to moi kochani normalne, kiedy się odkrywa prawdę o sobie.

Pociągnęłam właśnie kartę, żeby zobaczyć jaka energia towarzyszy i wspiera mnie w
dzisiejszym dniu - Archanioł Gabriel!

Pozwolicie, ze przytoczę tu słowa wiersza z książki pt."Świetlista Sila Aniołów".

Odnowienie

Jestem Archaniołem
czystego, kryształowobiałego promienia.
Przynoszę przesłanie Nowego Początku.
Kto podąża za Bożym światłem,
Ten odrodzi się na nowo.

Przesłanie jego brzmi:

KAŻDY NOWY DZIEŃ JEST NOWYM POCZĄTKIEM:
KAŻDEGO DNIA MOŻESZ ZRZUCIĆ BRZEMIĘ
PRZESZŁOŚCI I PRZEŻYĆ ODNOWIENIE.

Nie ma przypadków ...

Dziękuję wszystkim, którzy doczytali do końca, to był prawdziwy poród prawdziwej prawdy,
mojej prawdy, w moim sercu.

Wybaczcie, to doświadczenie jest tak osobiste, ze na komentarze nie będę odpisywać.

Z cala Miłością z Mojego Świata do Waszego

Hanna (Hanuta)


Mniejsze i wieksze klamstewka...


Kto mowi ze nigdy nie sklamal, ten klamie ...

Do napisania tego artykulu zabieralam sie juz na poczatku stycznia, jeszcze przed seminarium z Aspektologii, z ktorego wrocilam tydzien temu. Jednak czegos mi ciagle brakowalo... Chyba ostatniej kropki nad „i”?

Ta kropke dodal mi jeden z klamcow , wczoraj wieczorem wystawiajac mnie do wiatru i dziekuje mu za to z calego serca. Jest on dobry w tym co robi. Daje mi w kazdym badz razie niesamowite lekcje. Nie wiem czy prawdy czy klamstwa?A moze to sa moje sprawdziany, jak daleko przestalam siebie oklamywac?
Na ile jestem juz ze soba zintegrowana w prawdzie?

Tak, cos w tym jest, tym bardziej, ze o klamstwie chcialam juz pisac dawno, a jakos mi sie nie ukladalo. No, w kazdym badz razie wczoraj musialam dostac niezlego kopa, skoro wywalilo mnie dzis nad ranem z cieplego lozeczka.

Obudzilam sie o 4.30, a w mojej glowie az huczalo od slowa „klamstwo” ... Troche z nim pochodzilam po mieszkaniu, odwiedzilam toalete, zajrzalam do kuchni i wlasciwie chcialam isc dalej spac.
Nie dalo rady, w mojej glowie dalej huczalo: dlaczego klamiemy? I dlaczego tak lubimy wierzyc w klamstwa?

A wiec nie bylo rady, wstalam zapalilam papierosa, otworzylam sobie piwko(zostalo jakies po odwiedzinach mojego syna), co u mnie jest jakas anomalia, bo nie lubie piwa, zapalilam swieczke, odpalilam kompa i w pierwszym odruchu chcialam poszukac definicji klamstwa, zeby ja tu przytoczycz.
Jednak czy potrzebujemy naukowego wyjasnienia co to klamstwo? Nie wierze!

Zreszta czy naukowcom mozna tak do konca wierzyc, przeciez oni tez tak czesto klamia, ze zdam sie w tym wypadku na swoje wlasne doswiadczenie klamstwa. Naukowcy potrafia z kazdego klamstwa zrobic prawde i jeszcze poprzec to tytulem naukowym np. dr.

Oj, a mam doswiadczenie...
Wiem, tak jak i wszyscy co to jest klamstwo, przeciez siedzimy i zyjemy zaglebieni w nim po uszy! a moze nawet po czubki glowy?

Jest to tak potezne, ze ci co mowia prawde nie sa slyszani, w moim wyobrazeniu widze ich jako male piszczace myszki, sama sie tak czuje kiedy mowie prawde. Bo kiedy mowimy prawde, to mowimy ja po cichu z niepewnoscia w glosie, patrzac jak zareaguja inni albo z ktorej strony poleci cios lub nisko wibracyjne slowo, a kiedy klamiemy robimy to glosem zdecydowanym i z pelnym przekonaniem.

Wystarczy posluchac politykow, jacy sa przekonywujacy w swoim klamstwie, a my ... wierzymy.
My chcemy wierzyc, my chcemy w naszej naiwnosci im wierzyc, choc wiemy dokladnie w naszych sercach, ze to wszystko klamstwo.

Tylko kto dzis sie kieruje sercem? Kto slucha tego co mowi serce?

To sa jednostki, szare myszki, ktore musza uwazac na kazde slowo, aby nie zostac zmiazdzone przez ogrom klamstwa otaczajacego nas i wspieranego jeszcze przez nas i to z wielkim sukcesem, jak pokazuje otaczajacy nas zaklamany swiat.

Ktos madry powiedzial (chyba Einstein, ale nie jestem pewna, juz ktos mnie poprawi ), ze klamstwo powtorzone 1000x staje sie prawda! Poslugiwal sie tym powiedzeniem Gebbels i to z ogromnym skutkiem, jak wszyscy wiemy.

Czasami nie potrzeba czegos powtarzac 1000x, a wystarczy raz, aby wiekszosc uwierzyla.
Dlaczego tak jest? Dlaczego my sami nadajemu klamstwu taka Moc?
Co nas do tego sklania? Czy naprawde mamy taki wielki strach przed prawda?

Tyle sie mowi i pisze o prawdzie! Jakiej prawdzie ? Czyjej prawdzie?

Przeciez my nie chcemy prawdy !!!

My kochamy klamstwo, juz dzieci uczymy klamac. Sama jako dziecko klamalam ile wlezie, bo w klamstwo mi wierzono - w prawde - niestety nie.
Prawda byla, nieprawdopodobna, nie do uwierzenia, wiec po ktoryms razie wysluchawszy:
- Dziecko, powiedz prawde !!! Sklamalam i wszyscy byli zadowoleni.

- Dziecko, bylas w kosciele?
Choc przed msza awantura na 100 fajerek, ze nie bede tam chodzic, do tego ponuractwa i wrzeszczacego z ambony o ogniach piekielnych ksiedza, przypominajacego Smoka ziejacego ogniem nienawisci.

Dzis przepraszam wszystkie Smoki, za to porownanie z mlodosci. Nie chcialam obrazac, tych tak wspanialych i poteznych Istot. Bo bardziej by pasowal do niego sam obraz tego diabla, o ktorym z taka miloscia wrzeszczal ksiadz.

Po takich mszach mialam problemy z zasnieciem, bo z kazdego kata wylazily potwory, a spod lozka potezne czarne lapy, ktore chcialy mnie porwac.
Eh, ile nocy spedzilam z glowa pod pierzyna, pocac i trzesac sie ze strachu.Jednak, nikt mi w to nie wierzyl. Zostalam wysmiana.
A ja jeszcze jako dorosla kobieta, bo do niedawna balam sie calkowitej ciemnosci.

Dlatego, bardzo grzecznie zaczelam chodzic do "obok" kosciola, czyli na spacer nad wode, podziwiac latajace mewy, sluchac szumu fal i szeptu wiatru. Tam bylo milo i przyjemnie. A w domu mialam spokoj, a i zdrowie na godzinnym spacerku tylko zyskiwalo.
Ze klamalam, hmm a kogo to obchodzilo ?

Doszlam, wiec do wniosku, jak i wielu z was, ze z klamstem lepiej isc przez zycie za reke. Jednak bylo to bardzo meczace dla mnie, wiec, zeby uciec od swiata klamstwa, ktorym bylam otoczona, a jednoczesnie dla tak zwanego „swietego spokoju” ucieklam w swiat ksiazek.

Tam bylo bezpiecznie, nie trzeba bylo klamac i martwic sie, ze klamstwo wyjdzie na jaw, albo ciagle sie pilnowac, aby powtarzac to samo klamstwo.

Oj, to bylo dla mnie najtrudniejsze, bo jak sie klamie, trzeba dobrze pamietac co sie klamalo.
A ja, sierota, zawsze sie wypaplalam, predzej czy pozniej. W koncu sie obrywalo za klamstwo, choc w prawde i tak nie wierzyli.
To takie moje doswiadczenia z dziecinstwa i mlodosci.

Ksiazki dawaly mi to, czego nie dawala rodzina, a na pewno juz nie szkola, zaklamana po uszy.
Tam to dopiero sie odbywaly cyrki. Wypaczenie totalne, chory system nauczania, ktory zatrudnia chorych nauczycieli. To moje zdanie i mam do tego prawo, to tak na wszelki wypadek, jakby ktos mnie chcial walnac po lbie.


Wiem, ze sa wyjatki, ze sa nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, tylko, ze nie maja sily przebicia sie przez morze klamstwa i rywalizacji.

Z lekcji religi nagminnie uciekalam, szukajac swojego Boga. Boga, ktory by mnie kochal, zamiast straszyl!

Na pewno sa tez ksieza z prawdziwym powolaniem, choc ja nie dostapilam jeszcze zaszczytu poznania takiego. Widocznie tak ma byc, zostane wiec, wierna sobie samej owieczka, rozwijajaca milosc w swoim sercu i bardzo to dobrze, przynajmniej mi z tym jest dobrze.

Na pewno sa tez i tacy politycy, jednak szybko pozerani przez starych doswiadczonych pozeraczy.

Co mnie w zyciu uratowalo, zeby nie utonac w klamstwie do konca to wlasnie ksiazki, ktore kocham czytac.

Moja pierwsza ksiazke otrzymalam jak mialam 7 lat i chorowalam na zoltaczke mechaniczna. „Opowiesci z zaczarowanego lasu” Nathaniel Hawthorne - Mity greckie, do dzis mam wielka sympatie do mitologii greckiej. Sa to opowiadnia takie jak, „ Glowa meduzy” „Minotaur” „Zeby smoka” czy „ Zlote runo”. Najbardziej lubialam mit o krolu Midasie. Do dzis sie smieje, jak chciwosc potrafi ludzi zaslepic.

Jestem wdzieczna mojej mamie, choc nieswiadomie, to otworzyla mi inny swiat. Swiat, w ktorym sie zamknelam na dlugie lata. Swiat ksiazek. Czytalam wszystko i wszedzie, przy jedzeniu, w toalecie, nocami w lozku. Nocki odsypialam na lekcjach, ktore i tak byly bezwartosciowe, bo niczego madrego nie uczyly. Jak mi mama wykrecala korki od pradu, a latarki zostaly pochowane, to czytalam przy swiecach, nawet pod koldra. No, to sie mama wytraszyla, ze moge spalic caly domek i dala mi spokoj.

Jednak zostala mi naklejona nalepka "ta inna", przez co najpierw dlugo cierpialam, potem bylam wrecz zadowolona, bo "tej innej" mozna bylo mowic rozne dziwne i robic dziwne rzeczy. Nikt sie juz specjalnie nie dziwil. To jak z wariatami, o ktorych sie mowi, ze sa normalni inaczej. Taaak to bylo fajne.

W ksiazkach szukalam odpowiedzi na otaczajacy mnie swiat. Swiat klamstwa i oszustwa. Do dzis zreszta szukam i szukam. Oduczylam sie klamstwa, choc prawda boli, to ma ona wielka wartosc, przynajmniej dla mnie!

Oj ma, kiedys powiedzialam mojemu ex-mezowi, ze najgorsza prawda jest lepsza niz najslodsze klamstwo. Jak mi wtedy pojechal z cala prawda to myslalm, ze dostane zawalu. Piersza mysla bylo, ze wolalam jak klamal, bo nie mialam pojecia co zrobic z ta cala prawda. Co robic z klamstem wiedzialam, jednak co zrobic z prawda i to taka ... prawdziwa prawda!!!

Uratowala mnie przy owczesnym braku wiedzy moja kochana intuicja, doszlam do wniosku, ze on chce mi powiedziec "czas sie rozstac".

Jestem mu wdzieczna za tyle odwagi, aby sie do tylu rzeczy przyznac, po to, aby mi powiedziec " Dziewczyno, co ja jeszcze mam zrobic, zebys zrozumiala, ze masz odejsc odemnie, czym jeszcze cie zranic". Bo przeciez ja uparcie chcialam bronic swietej instytucji rodziny i o malo sama bym nie stracila zycia, a i moj partner tez. Dzis ma swoja nowa rodzine i nowe zycie i ciesze sie z tego.
My mielismy po prostu tylko kawalek zycia isc razem.

No, taka to jest prawda...Tylko kto nam ja mowi... nikt, a naszych serc nie sluchamy, a wtedy nasze umysly robia z nas wariatow do kwadratu hehe

Trzeba do prawdy dochodzic dlugo i cierpliwie, klamstwo jest w nas tak zakorzenione, ze nawet nie wiemy, ze sie sami perfekcyjnie oklamujemy i to jest ciekawe zjawisko. A potrafimy sobie wmowic najpiekniejsze klamstwa. Wiem cos o tym!

Ciezko mieli moi synowie, poniewaz mialam doswiadczenie w klamstwie, trudno im bylo mnie oklamac. Po za tym, chcialam aby nauczyli sie mowic prawde i staralam sie wierzyc w prawde, ktora mowili. Dzis po latach, widze, ze poszlo naszej trojce calkiem dobrze. Mowimy sobie prawde, nawet jak boli. Bo bol przechodzi, zreszta bol to tez tylko gra umyslu...
A prawda to po porostu prawda, ani zla ani dobra.

Jak zaczelam odkrywac prawde o sobie, przy pomocy wspanialej i madrej osoby, ktora nie miala litosci mi pokazac, co jest klamstwem, a co moze byc prawda o mnie samej, zaczelo sie lykanie zab, a czasem to i solidnych ropuch.

Mowie wam, nie byly to latwe do lykniecia zaby, oj nie !! Naga prawda!! Dzis sie z tego smieje, choc ogrom i potega klamstwa jeszcze bardziej mnie przeraza i jeszcze bardziej jest zauwazalna.

Szukamy prawdy na zewnatrz, zamiast zaczac od siebie samych.
Zreszta tak jest tez z wiekszoscia rzeczy i spraw w naszym zyciu. Zaczynamy od innych zamiast od siebie samych i juz kolejne klamstewko sie rodzi. Bo to przeciez ten inny ma sie zmienic, ja nie musze...


Niech sie zmienia swiat, ja nie musze...

I tak, kochani, w ten sposob wszystko zostaje po staremu! Klamstwo dalej rzadzi swiatem i nami samymi. Bo nie zmieniajac siebie, nie jestesmy w stanie nic zmienic, nic i nikogo.

Kazdy ma swoja prawde? Nie, na dzisiejszy dzien chyba niewielu - na dzis powiedzialabym - kazdy ma swoje klamstewko.

Siedze, mysle i sie zastanawiam, czy ja juz widze prawde o czlowieku, ktory mnie wystawil? Czy jeszcze chce byc oklamywana i nie widziec co mi pokazuje, a jest to wlasnie klamstwo, oszustwo i brak szacunku do siebie i innych.

Sama ciekawa jestem jak to sie rozwinie, bo ponowna nauka prawdy jest dlugim procesem, w swiecie, gdzie klamstwo jest naszym chlebem powszednim.

Dostalam i dalam sama w zyciu tyle lekcji klamstwa, ze rzygac mi sie chce ta zabawa. Mysle, ze najadlam sie po uszy.

Z mojego swiata do Waszego z cala Miloscia Serca.

Hanna (Hanuta)

Donnerstag, 31. Dezember 2009

Hej koldeda, koleda....


Przejscie ze starego do nowego roku, jestem jeszcze w Polsce w moim domu, mam remont, tu i tam zakradla sie wilgoc i musze trzymac cieplo co nie jest latwe, bo piec sie sypie. Kazdego wiec wieczora dziekuje mu, ze jeszcze dzien przetrzymal,proszac, aby udalo nam sie wspolnie wytrwac do wiosny. Do tego, budzac sie rano, dziekuje, ze dach jeszcze nie spadl ...

Trudne chwile, tym bardziej, ze 3 miesiace wczesniej odeszla na druga strone bardzo mi bliska osoba - moja kochana mama.

Dzwoni moja przyjaciolka, przyjedza do mnie. Ciesze sie, ze chce mnie wesprzec w tym doswiadczeniu zyciowym. Spedzamy wspolnie wiele radosnych i pozytecznych chwil. Rozmawiamy wiele o zyciu, smierci i jak pozmieniac stare niewygodne i przeszkadzajace nam w codziennym zyciu schematy na takie, ktore by nam pomagaly w ulepszaniu siebie i naszego zycia w chwili "Teraz". Doswiadczenia ostatnich 6 lat byly bardzo trudne dla mnie. Jednak nigdy nie bylam sama ani samotna. Jestem pelna milosci i wdziecznosci ...

Pare dni po sylvestrze, piec ciagle jeszcze dziala, moja radosc i nadzieja wzrasta, ze wytrzymamy wspolnie do utesknionej wiosny. Jest pierwszy piatek nowego roku, razem z moja przyjaciolka radosnie przygotowujemy sobie obiadek gdy nagle ... dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam stoi mlody czlowiek i pyta czy przyjme ksiedza. - Alez oczywiscie, odpowiadam, gosc w dom Bog w dom, a i milo, ze ksiadz przyszedl z wizyta Duszpasterska zobaczyc jak to ludzie zyja na codzien.

I nagle O rany ! W jednej sekundzie przelatuja przez moja glowe tysiace wspomnien jak to moja mama, co tu ukrywac, wrecz szalala przed kazda koleda ze sprzataniem, myciem okien (chociaz przed swietami tez to bylo). Kazdy kacik blyszczal, a w pokoju na bialym obrusie stal krzyz i swieczniki, kropidelko i oczywiscie koperta. Nastepnie wszyscy czekali z drzeniem na ksiedza, aby wpadl na 10 minut pomodlil sie, dal po obrazku zwinal koperte z kasa i nie pokazal sie do nastepnej koperty w nastepnym roku. Osobiscie nigdy nie przepadalam za ta coroczna ceremonia.

A tu kartofle sie gotuja, na stoliczku w pokoju dwa kubki z kawa, balagan ogolny bo remont, nawet swieczka sie nie pali ... Przyznaje sie bez bicia, ze przez chwile stare nawyki i schematy wziely gore, poczulam zdenerwowanie ... panike prawie Spokoj i zrownowazenie mojej przyjaciolki i mnie przywolalo do rownowagi umyslu i serca. Ksiadz grzecznie odmowil wypicia z nami kawy. Jestesmy wszyscy w pokoju, ksiadz, ministrant, moja przyjaciolka i ja ... stoje w drzwiach hehe

Ksiadz : Nie ma pani krzyza?

MP : nie wiem, kolezanka ma remont i nawet nie wiemy gdzie sa pochowane, a ksiadz przeciez przychodzi z wizyta duszpasterska, aby zobaczyc jak ludzie zyja ....

Ksiadz : No, ale krzyz jest symbolem Zbawienia

MP : Krzyz jest symbolem otwarcia ...

Ksiadz krzyknal : Bez krzyza nie bedziemy sie modlic !!!

I rzeczywiscie zabiera sie do wyjscia, a w drzwiach stoje ja ... ze szczerym oburzeniem i zdziwieniem pytam

JA : Coooo, poniewaz nie mam krzyza to ksiadz sie nie pomodli

W tym momencie spojrzalam na wiszacy na scianie naprzeciwko mnie przesliczny obrazek Jezu Ufam Tobie ...

Ksiadz podniesionym glosem : A do czego mam sie modlic ?!

JA : do Boga prosze ksiedza !!! wykrzykuje

Ksiadz : A w ktora strone ?!

JA : Do nieba prosze ksiedza !!!

Po zdenerwowaniu moim juz nie ma ani sladu, czuje natomiast olbrzymie zdziwienie i nie moge uwierzyc wlasnym oczom i uszom. Czy tu sie odgrywa jakas komedi?, czy moze jest to program rozrywkowy " ukryta kamera" ?! Patrze na mlodego ministranta, a ten zakrywajac usta reka peka ze smiechu, az mu lzy do oczu naszly. Patrze w kierunku mojej przyjaciolki, do ktorej ksiadz po pierwszej wymianie zdan ostentacyjnie obrocil sie tylem, szukam wsparcia i co widze ... usmiechnieta twarz, a oczy smieja sie do granic mozliwosci ... Nigdzie ratunku, to dwoje peka ze smiechu, ja z oburzenia, a ksiadz to nie wiem ....... Krotki rzut okiem na sciane i mysl ... ufam Tobie, po co on tu wogule przyszedl? Modlic sie do kawalka drzewa czy metalu? Stoje totalnie otumaniona ta przekomiczna sytuacja, gdy nagle dociera do mnie przytlumiony i dosyc proszacy o litosc glos ...

Ksiadz : Czy ma pani chociaz rozaniec ?

Oslabilo mnie calkiem, czulam jak moje duze oczy robia sie jeszcze wieksze, a to co wyrazaly doprowadzilo ksiedza do milczenia. Drzacymi rekami zaczal szarpac swoja sutanne. Jest, znalazl kieszen, ja obserwuje z zaciekawieniem co bedzie i nagle slysze w ciszy oddech ulgi ... trzyma w reku swoj wlasny rozaniec ... O Matko ... zakrzyknelo mi cos w srodku, zamiast sie modlic do Boga, do Zrodla wszystkiego co jest, on sie modli do jakies rzeczy ... Juz nawet nie wiem co czulam, czy wogule cos czulam ... Ministrant juz ledwo wytrzymuje ze smiechu, patrzy raz na mnie raz na ksiedza jakysmy grali w ping-ponga. Na twarzy mojej przyjaciolki widze wspolczucie, tylko dla kogo ? Ja jestem w niesamowitym szoku, ksiadz sie trzesie, az slychac jak rozaniec podzwania w jego rekach ... jak na trwoge... Nagle ksiadz kleka naprzeciw okna i sciskajac swoj rozaniec beznamietnym glosem z szybkoscia blyskawicy odmowia Ojcze Nasz, Zdrowas Mario wstaje, wrecza nam po obrazku, nie przyjmuje odemnie pieniedzy (nie byly w kopercie?) . Odwraca sie i z furkotem sutanny ucieka z mojego domu, gdzie zawsze dla wszystkich sa drzwi otwarte i kazdy czuje sie u mnie milo i radosnie... A ja stoje jak przyklejona do podlogi nic nie rozumiejac jeszcze przez cala chwilke. Z tego otepienia budzi mnie rozweselony glos mojej przyjaciolki ...

MP : wspolczuje temu czlowiekowi, on tej koledy nigdy nie zapomni, my zreszta tez nie ....

Obie wybuchnelysmy gromkim smiechem, chociaz w naszych sercach czulysmy smutek.

Co to sie porobilo z ta wiara i religia. Wszystko jakos sie pomieszalo, a przeciez nie takie nauki przekazal nam nasz ukochany brat - Jezus .

Z cala Miloscia dla wszystkiego co zyje ...

Hanna - Hanuta

Dienstag, 29. Dezember 2009

Skok przez miotle


Moje juz - nie ukryte marzenie !


Dawno temu lecial w polskiej telewizji serial o niewolnikach,nie pamietam czy to byla "Niewolnica Izaura" czy jakis inny, bo ogladalm go tylko sporadycznie, bedac na odwiedzinach u mamy. Moja kochana mama, jak chyba wiekszosc starszych pan uwielbiala te seriale. Kiedy lecial "jej odcinek" nic wokolo nie istnialo, nawet ukochane i tesknie wyczekiwane wnuki.
Najlepiej sie mialam ja, gdyz wraz z odcinkiem nastepowala ceremonia picia kawy, wiec chcacy niechcacy siadalam mamie do towarzystwa. Mama pochlonieta, zapatrzona w TV, ja w nia z podziwem.

Jednak z wielkim zdziwieniem stwierdzilam, ze jedna scene z tego serialu moja podswiadomosc sobie zakodowala. I jak to ja zawsze mowie " nie ma przypadkow". Zrobilo sie z tego moje marzenie.

Byla to scena, bardzo skromnej i przeuroczej ceremoni slubnej (bylam juz wtedy zdeterminowana mezatka z paroletnim stazem) zawieranej przez dwoje mlodych murzynskich niewolnikow.
Zebrali sie oczywiscie wszyscy mieszkancy niewolniczej wioski, mloda para w najlepszych swoich ubrankach, udekorowani kwiatami. Z wyrazem szczescia na twarzach i radoscia w oczach, poprowadzeni zostali przez wszystkich wspolmieszkancow przy uroczystym spiewie na srodek placu.

Na srodku placu lezala MIOTLA !

Mlodzi z namaszczeniem do niej podeszli, kazde z nich powiedzialo cos, czego nie pamietam. I wsrod wznioslego spiewu mieszkancow, mloda para zlapala sie za rece i hyc przeskoczyli przez miotle ... Uszczesliwieni wpadli sobie w ramiona. Caly czas przy uroczystym spiewie przyjmowali gratulacje i drobne, skromne podarunki.
Po tych tak podnioslej i radosnej ceremoni slubnej, w moim przekonaniu oczywiscie , wszyscy spiewali i tanczyli.

Dlaczego to opisuje?

Ciesze sie swoja odzyskana wolnoscia, ucieklam z klatki ograniczen i cierpien.Podjelam krok odstapienia od slubow i przysiag, ktore i tak nie mialy wartosci dla mojego partnera, a sobie uratowalam drogocenne zycie.

Zycie, ktore dla mnie ma wieksza wartosc, niz wiele pustych slow.

Przyznaje, ze ciezko odpracowac mi bylo te lata, zeby znow stac sie pelnowartosciowym czlowiekiem. Kobieta pelna i zupelna, podchodzaca do siebie z szacunkiem.

Udalo mi sie tego dokonac w czasie o polowe krotszym, niz spadanie na to dno rozpaczy,depresji, zwatpienia w siebie i we wszystko.
Moge smialo sobie pogratulowac tego odwaznego kroku.

Od tego czasu obiecalam sobie, ze juz nigdy nie wezme slubu, nie podpisze cyrografu na wlasna dusze i to dobrowolnie.

Jednak za kazdym razem, gdy slysze slowo slub, malzenstwo itd. w moim wnetrzu pojawia sie obraz tej ceromnii skoku przez miotle.
To bylo proste, mile i fajne, a jednak takie bardzo wzniosle i radosne.

I tak, moi kochani, zdradzam wam jedno z moich marzen: jesli jeszcze kiedykolwiek spotkam w zyciu partnera, z ktorym nawzajem bedziemy sie akceptowac takimi, jakimi jestesmy.Jesli to partnerstwo bedzie oparte na glebokim szacunku do siebie nawzajem, na przyjazni i zaufaniu. Gdzie kazdy z nas bedzie mial prawo do wlasnych doswiadczen. Do czesci swojego wlasnego Ja.

To wlasnie w taki sposob chcialabym ten zwiazek przypieczetowac :

SKOKIEM PRZEZ MIOTLE !

Miotle, ktora pieknie przystrojona kolorowymi wstazkami i kwiatami, lezala by na srodku plazy nad moja ukochana zatoka, nad ktora sie wychowalam.
W letni, cieply i sloneczny dzien chcialabym byc ubrana w czerwona, zwiewna sukienke w rozwianych wlosach bialy kwiat.

Zlapac sie z partnerem za rece, powiedziec sobie nawzajem cos plynacego prosto z serca i zrobic - radosny skok w nowe... przez miotle.
Wokol, rodzina, gromada przyjaciol, znajomych, a nawet obcy ludzie, spiew, muzyka,ognisko, taniec, czerwone wino hmmmm

Brzmi jak bajka, bajka, ktora mi od lat towarzyszy ... Lubie ta bajke, jest ona czescia mnie samej.

Hanna - Hanuta (sansai)

Samstag, 3. Oktober 2009

... az do Smierci !

Nie znalazlam ani jednego obrazka, ktory szydzilby w ten sposob z mezczyzn.

Czyzby mezczyzni byli pozbawieni poczucia humoru ?




Juz od wielu lat probuje zrozumiec znaczenie slubow i przysiag wszelakiego rodzaju jednak te malzenskie najbardziej mnie intryguja, a moze nawet martwia ... zauwazylam, ze przysparzaja one wiecej klopotow i problemow niz radosci i przyjemnosci.

W trakcie mojej nauki, zaczelam to jeszcze glebiej rozwazac w swoim sercu, ktore zawsze mi podsuwalo pewne watpliwosci w stosunku co do roznych przysiag i obietnic.

Wiekszosc z nas i tak ich nie dotrzmuje, wiec po co je skladac? Komu one tak naprawde maja sluzyc? I do czego ? Jaka mamy z nich korzysc ? A jakie straty ?

W dzisiejszym spoleczenstwie panuje zasada, ze jak mi przysiegasz to jestes "moj" "moja" i tu zaczyna sie ograniczanie wolnosci partnera.
Skladamy nic nie znaczace przysiegi, wymawiamy puste slowa, ktore nie maja poparcia w zyciu, robimy co innego i jeszcze mamy pretensje ...najczesciej nie do siebie ...

A ja sie pytam, gdzie prawdziwa przyjazn, szacunek i respekt dla innosci drugiego czlowieka.
Gdzie jest zaufanie, ktore zadnych przysiag nie potrzebuje, bo powinno to wyplywac z zachowania sie partnerow ! Powinno wyplywac z serca !

Na brak zaufania czy to do siebie samego czy partnera, zadna przysiega nie pomoze !!!

Uwazam ze przysiegi niszcza zaufanie. Kazda przysiega to "malina" dla kazdego, kto w nia wierzy! Bo kiedy spotyka sie dwoje ludzi i jedno wierzy w swe przysiegi, a drugie je lekcewazy przypmina to bardziej wojne niz partnerstwo.

Moja przyjaciolka opowiedziala mi ciekawe zdarzenie ze swojego zycia: " Wybralismy sie, maz i ja na slub do rodziny. W kosciele, kiedy mlodzi skladali sobie przysiege slubna, zagadalam meza: wiesz jeszcze, kiedys tez mi to przysiegales! Co on skwitowal bardzo konkretnie: Nie wiedzialem co gadam ! Moja przyjaciolka o malo sie nie pozygala, uswiadamiajac sobie, ze zawsze byla taka K....sko fair, co bylo cale zycie wykorzystywane przeciwko niej.

No coz kochani, nic dodac nic ujac, tak wlasnie traktujemy to cale przysieganie.
Po prostu malo kto bierze to powaznie, wiec po jaka cholere sobie to robimy? Czy tylko po to , zeby sie nawzajem dolowac ? Zeby sie nawzajem niszczyc ?

Zwiazek to przeciez nie tylko kobieta i mezczyzna, zwiazani przysiaga jakas tam, i to na cala wiecznosc !!! Dlaczego cos musi trwac wiecznie ?

Zwiazek dwojga ludzi to przede wszystkim Zaufanie, Szacunek, Przyjazn i Respekt dla partnera.
To akceptowanie partnera takim jakim jest, z calym dobytkiem inwentarza, czyli jestesmy "swiadomi" wszystkich jego wad i zalet i takiego go kochamy i akceptujemy.

Niektorzy ludzie wkraczaja do naszego zycia, tylko na chwile (ktora moze trwac rok, czy 5 czy 10 lat, a moze trwac cale ziemskie zycie), a jesli wezmiemy pod uwage, ze kazda smierc to narodziny "po drugiej stronie", to jak mozemy przysiegac tez cos do smierci.

Kochani dusza jest niesmiertelna !

Jesli juz CHCEMY, albo MUSIMY komus przysiegac to nie az do smierci, tylko - do konca zycia ziemskiego ! To by bylo mniej zaklamane, a przeciez i tego nie dotrzymujemy.

Pytam sie was, kto ma najwieksza z tego korzysc ... My jako partnerzy czy Urzad Stanu Cywilnego - bo prowadzi spis ludnosci, czy tez Kosciol - ktory robi z nas swoich niewolnikow.
A my - mlode kobiety, marzymy, aby raz w zyciu byc w centrum uwagi, ubrane jak ksiezniczki, zeby po slubie i tych wspanialych przysiegach spasc do roli Kopciucha !

Takie wlasnie sa moje osobiste doswiadczenia, takich przysiag i obietnic doznalam i tak jest z wiekszoscia ludzkosci. To jest choroba kulturowa.

Na zakonczenie moich przemyslen podaje fragment z:

Materialy Tobiasza
Seria Powracanie
Shoud 6: "Ogólnoswiatowa pogoda" - Pytania i odpowiedzi
Przekaz Tobiasza
dla Szkarlatnego Kregu
za posrednictwem Geoffreya Hoppe'a
3 styczen 2009 r.
CrimsonCircle

" Zwiazki z zalozenia nigdy nie mialy byc wieczne. Nawet nigdy nie mialy trwac przez cale zycie. Zwiazki sa cenne. Piekne. Ale nikt nigdy nie mial byc zmuszany do tego, aby trwaly one wiecznie. Kiedy juz przejdziesz przez swój cykl karmiczny, twoje stare zwiazki oparte na karmie koncza sie. Pora pozwolic im odejsc. Kiedy im na to pozwolisz, znów mozesz spotkac je na swojej drodze, ale juz bez obciazen twojej starej karmy. Jezeli natomiast bedziesz sie ich kurczowo trzymal, odbiora radosc zycia zarówno tobie, jak i tej drugiej osobie. Pozwól im odejsc."

Z cala Miloscia mojego Serca

Hania sansai - Hanuta

Donnerstag, 1. Oktober 2009

Cien i Swiatlo - udalo sie


Rozwoj duchowy, rozwoj swiadomosci, wychowywanie ego i umyslu ... hmmm pare lat temu zrobilabym duze zdziwione oczy ... Dzis, w chwili Teraz, wiem, ze to bylo najlepsze co moglo mi sie zdarzyc. Choc poczatki, przyznam sie szczerze, byly dosc nieudolne to jednak po pieciu latach widac wielka roznice, a i Krakow tez nie w jeden dzien zbudowano.

Jestem z siebie dumna, z tego, ze, wtedy tak wytrwale szukalam nauczyciela, az trafilam na tego wlasciwego dla mnie. Nauczylam sie wiele, przeszlam solidna szkole, surowa, jednak pelna Milosci i calkowitego zaufania. Zaufanie to bardzo, bardzo wazna rzecz. Szczegolnie, kiedy odkrywasz, a raczej twoj Mistrz- sansai, stawia cie w obliczu calkowitej i nagiej prawdy o Tobie samym. Czesto chcialam sie odwrocic i uciec (czasami to nawet robilam) albo po prostu chcialam udusic moja sansai. Nie wszystko co widzialam, podobalo mi sie ... ho ho o nie, ja chcialam byc taka dobra i wspaniala ... chcialam tylko swiatlo i do swiatla. Nie, nie kochani to nie jest tak latwo, bo nasz cien to tez swiatlo i trzeba sie nauczyc go szanowac, respektowac, a nawet kochac. Tak, tez myslalam, ze to nie jest mozliwe, ze "Cien" to jest tylko cos "be". A jednak, calkiem niedawno przekonalam sie, ile wspanialych rzeczy mozemy osiagnac dzieki naszemu "Cieniowi", jesli odpowiednio i z szacunkiem do niego podejdziemy. Od nas samych bowiem zalezy w jakim kierunku go wykorzystamy.

"Swiadomosc" - to uswiadomienie sobie tego, na czym skupiam moja uwage, cytat mojej sansai.

Tak, wiec najwznioslejszym bylo uswiadomienie sobie, ze moj cien, jest taka sama czescia mnie jak i swiatlo, to jest jak Ying und Yang - przeciez nie moge wyrzucic czesci siebie, tylko dlatego, bo uwazam, ze jest ona " ZLA", bo jest tylko moje "uwazanie", wynikajace z nabranych nawykow spolecznych. Cale spoleczenstwo podzielilo prawie wszystko na dobre i na zle ... Chociaz, to co dla mnie moze byc dobre, komus innemu moze wcale nie smakowac no bo i nie musi- jednak czy to jest w tym momencie zle ? Ani dobre, ani zle - jest po prostu takie jakie jest.

Tak, jestem wdzieczna sobie i mojemu cieniowi, ze go moglam poznac i wreszcie przytulic.
To jest tak, jakbym po wielu latach odczula wewnetrzna rownowage. Teraz, moj cien towarzyszy mi w takiej samej czesci jak i moje swiatlo. Jestem caloscia ! Pelna i zupelna !


" Cien tworzy nasza materialna rzeczywistosc ziemska ( iluzje) i jest nam potrzebny, abysmy zyli w radosci i obfitosci "
-Hanka sansai (cytat mojej nauczycielki)

Czyli wypierajac sie naszego cienia wypieramy sie naszej ziemskiej radosci? Wypieramy sie obfitosci? hmmm Tak, ilu z nas kochani ma tego swiadomosc ?

Ja - to rownowaga
Ja - to tyle samo swiatla co cienia


A wiec otworzcie wasze serca na wasz wlasny " Cien ", wchloncie do serca ta rownowage i poczujcie ta JEDNOSC z samym soba.

To jest dokladnie jak z tym smutkiem, ktory cierpi, bo my uwazamy, ze on jest zly.
A ja wlasnie doswiadczam tej zupelnie innej strony smutku. Calkowicie go do siebie dopuszczam i wcale nie jest mi juz tak smutno, rany sie w rzeczywistosci o wiele szybciej lecza. Tak, z cala radoscia serca dziekuje smutkowi za pomoc w tym. Jedno jest jednak wazne, aby nam sie ten stan przebywania w smutku za bardzo nie spodobal i zebysmy tam nie utkwili na dlugo lub zawsze.
Tak, wiec i smutek ma swoje zadanie i wcale nie jest " zly ", trzeba sie tylko nauczyc swiadomie korzystac z jego zalet. Go poznac blizej i dac mu zrozumienie, a tym samym poznamy siebie samych blizej i damy sobie wiecej zrozumienia.
A wiec kochani - DOSWIADCZAJCIE waszego Cienia i zaprzyjaznijcie sie ze smutkiem bo warto.
Sama tego doswiadczylam, w tych dniach.

Z mojego swiata do waszego
w Milosci

Hania sansai - Hanuta